Dlaczego nie warto kupować auta z silnikiem wysokoprężnym? Dlaczego taki samochód wymaga dbałości ze strony właściciela? Zły zakup boli całe życie. Boleśnie przekonał się o tym Pan Jacek ze średniej wielkości miasta w centralnej Polsce.

Rok 2010

Pan Jacek prowadził niewielki biznes w średniej wielkości mieście, zlokalizowanym w centralnej Polsce. Firma była mała, prowadziła standardową działalność, bez żadnych nowoczesnych technologii. Jedyną nowoczesną technologią, jaką można było znaleźć w siedzibie firmy, było dwie chińskie żarówki LED, zastosowane w celu zmniejszenia wydatków na prąd. I na tym koniec.

Pewnego dnia, kiedy zjeżdżona do granic możliwości osobówka przestała słuchać właściciela, a dziury w dolnej części drzwi i na nadkolach zrobiły się nad wyraz duże, Pan Jacek podjął decyzję o zakupie nowego auta. Fabrycznie nowego. Miał to być pierwszy fabrycznie nowy pojazd w życiu pięćdziesięcioletniego Pana Jacka. I dlatego też pieniądze musiały być odpowiednio zainwestowane, tak, żeby zakup dał radość przez wiele lat.

Pan Jacek wyjątkowo nie lubił rozstawać się z pieniędzmi (o czym niestety wiedzieli jego pracownicy), dlatego postanowił kupić auto oszczędne, aby nie wyrywało żywcem z jego ukochanego portfela ciężko zarobionej krwawicy przy dystrybutorze.

Photo credit: PedroCarrillo via Foter.com / CC BY-NC-ND

Photo credit: PedroCarrillo via Foter.com / CC BY-NC-ND

Cztery litry na setkę

Po przeanalizowaniu ofert, oczy Pana Jacka zapaliły się jak dwa LED – y w pracy, gdy przeczytał, że są na rynku auta, które palą zaledwie cztery litry na sto kilometrów.
– Włos mój przyprószon siwizną, kończę na zawsze z drożyzną! – krzyknął Pan Jacek i zaczął liczyć.

Księgowa namawiała Pana Jacka na leasing i oferta była nawet ciekawa. W końcu możliwość odliczania raty od podstawy opodatkowania to prawdziwy plus. Wszystko było piękne, do czasu, gdy Pan Jacek dowiedział się, że auto będzie mieć warszawską rejestrację, z miasta, w którym zarejestrowana jest siedziba leasingodawcy. To było jak policzek w twarz.
– I jak pojadę do rodziny? Zobaczą warszawską rejestrację i powiedzą, że to nie mój samochód, tylko wypożyczyłem, żeby się pokazać? Myśleć trzeba, myśleć i patrzeć na problem ze wszystkich stron, a nie, jak koń, tylko do przodu! Bierzemy za gotówkę!

I tak Pan Jacek stał się właścicielem eleganckiego liftbacka klasy D z kultową jednostką napędową pod maską. Auta, którego nazwa wywołuje na polskich przedmieściach i obszarach pozamiejskich podniecenie nie mniejsze, niż widok roznegliżowanej, słodkiej kobiety.

Photo credit: alicethewhale via Foter.com / CC BY-NC-SA

Photo credit: alicethewhale via Foter.com / CC BY-NC-SA

Bolesna eksploatacja – Lata 2011 – 2015

Był piękny, błyszczący, pachnący, wykonany z iście mistrzowską precyzją, cichy, komfortowy, dynamiczny. Pomimo tego, że miał Diesla pod maską, to jego dynamika w niczym nie odbiegała od tej, jaką charakteryzowały się benzyniaki. Chłodził wnętrze kabiny klimatyzacją, umilał jazdę muzyką, ostrzegał przed zmianą pasa, odprowadzał włączonymi światłami do domu, pięknie manewrował w mieście, ale nijak nie chciał palić czterech litrów na sto kilometrów.

Pierwsze trzy lata, na gwarancji, to była istna idylla. Może poza tym, że faktycznie palił nawet siedem czy osiem. A to wyjątkowo bolało Pana Jacka.

W czwartym roku eksploatacji zaczęły się problemy. Najpierw padła turbosprężarka, bo Pan Jacek ani myślał jej chłodzić czy rozgrzewać. Nawet pewnego dnia przygadał znajomemu, żeby sobie schłodził łeb we wiadrze, po skończonej jeździe. Pan Jacek w swoim życiu przejechał już milion kilometrów i żaden gnojek nie będzie go uczył. Cóż, pracownicy nie dostali premii, bo trzeba było kupić nową turbinę. O regeneracji Pan Jacek słyszeć nie chciał, bo ta kojarzyła mu się z działaniami kuzyna, który prowadził mały zakład mięsny i regenerował stare wędliny, odsyłając je z powrotem do sklepu, po kąpieli w jakichś tam środkach. Poszły cztery tysiące, plus jeszcze jeden na intercooler i montaż.

Pan Jacek ciężką nogę miał, nic zatem dziwnego, że lubił „depnąć w pedał” i ruszyć z kopyta, ciesząc się z wysokiej mocy silnika. A że często po mieście jeździł, to „dwumasa” padła już po przekroczeniu 80 tysięcy kilometrów. Pan Jacek beczał jak zarzynany baran, gdy dowiedział się, że ma zapłacić ponad 4 tysiące, bo jeszcze sprzęgło i inne cuda. Ale znajomy doradził, że ta cała „dwumasa” to spisek przemysłu motoryzacyjnego, żeby od ludzi kasę wyciągnąć. I jest na rynku taki zestaw naprawczy, który stosuje się zamiast standardowego koła dwumasowego.
Pan Jacek na oszczędność był czuły, zatem od razu taki zestaw zakupił i zamontować kazał. Faktycznie, kosztował z montażem połowę tego, co „dwumasa”. Oszczędność była wyraźna.

Photo credit: Matthew Hine via Foter.com / CC BY-NC

Photo credit: Matthew Hine via Foter.com / CC BY-NC

Pan Jacek oszczędzać lubił, więc i z filtrami się zbytnio nie bawił. Do tego, jako człowiek oszczędny, tankował nawet na miniaturowych stacjach, byle było dwa grosze taniej na litrze. Pewnego pięknego dnia filtr powietrza, nie dość, że najtańszy, to jeszcze stary jak świat, przepuścił niewielką drobinkę, zassaną z powietrza. Ta dostała się do wirnika turbiny i wirując z prędkością 250 tysięcy obrotów na minutę, pogięła jego łopatki. Tym razem Pan Jacek regenerował z uśmiechem na ustach, ciesząc się, że tylko tysiąc, a nie cztery jak ostatnio.

Nie minął miesiąc od tej motoryzacyjnej tragedii, gdy samochód zaczął tracić moc i dymić. Do tego coraz ciężej się uruchamiał. I to wszystko dopiero po przekroczeniu ledwo stu tysięcy kilometrów. Okazało się, że najtańsze paliwo, tańsze dwa grosze na litrze, było zanieczyszczone, a stary filtr paliwa nie był w stanie brudów zatrzymać. Padły wszystkie cztery wtryskiwacze.
– Regeneracja! – przypomniał sobie Pan Jacek i tak, jak tonący brzytwy się chwyta, tak on ostatkiem sił tej myśli się trzymał.
– O panie, nic z tego! – rozwiał resztki nadziei mechanik – Piezoelektryczne wtryski. Teoretycznie regenerować się da, ale części nie ma. Trzeba nowe, panie.
Osiem tysięcy poleciało z kieszeni. Pracownicy znów nie dostali premii, skronie Pana Jacka przysiwiały jeszcze bardziej…

Zły zakup boli całe życie – ciąg dalszy -> Rok w którym zatrzymał się korbowód

Photo credit: CJGREENphoto via Foter.com / CC BY-ND

Photo credit: CJGREENphoto via Foter.com / CC BY-ND

POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ

ZACHĘCAMY DO ODWIEDZENIA INNYCH DZIAŁÓW MOTOREWII

REWIA czyli testy naszych motoryzacyjnych gwiazd

MOTOTECHNIKA

MOTOARTYKUŁY o interesujących samochodach

MOTOMILITARIA – samochody w służbie wojska

HUMOR I CIEKAWOSTKI

SAMOCHODY ŚWIATA

ZAPRASZAMY DO POLUBIENIA MOTOREWII W KANAŁACH SOCIAL MEDIA, GDZIE PUBLIKUJEMY DODATKOWO CIEKAWE ZDJĘCIA I FILMY

MOTOREWIA NA FACEBOOK

MOTOREWIA NA TWITTER

PORTAL MOTORYZACYJNY MOTOREWIA SERDECZNIE ZAPRASZA!

POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ

Podziel się