Zakaz sprzedaży samochodów spalinowych od 2035 roku spowodował, że wiatru w żagle nabrali zwolennicy samochodów elektrycznych, ekologii i likwidacji motoryzacji indywidualnej w ogóle. W „Gazecie Wyborczej” ukazał się artykuł, w którym ekspert wyjaśnia czytelnikom obawy, związane z wprowadzeniem zakazu. Nic się nie zmieniło na przestrzeni lat. Nadal stosuje się niedomówienia, kłamstwa i przede wszystkim, nikt nie stara się zrozumieć prawdziwych obaw kierowców, ani tego, skąd one się biorą.

Dlatego postanowiłem przeprowadzić małą polemikę z tezami eksperta, który wypowiadał się w artykule zamieszczonym w Gazecie Wyborczej (link – https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,174372,29614436,2035-to-nie-jest-magiczne-data-po-ktorej-wszyscy-przesiadziemy.html#s=BoxOpImg3 )


Nim przejdziemy do artykułu z Gazety Wyborczej, przytoczymy jedną z wcześniejszych wypowiedzi Pana Huberta Różyka.
Dzień bez samochodu przypomina nam o korzyściach z rezygnacji z samochodu jako głównego środka transportu – mniej emisji gazów cieplarnianych i groźnych zanieczyszczeń powietrza to dobre wiadomości dla klimatu i naszego zdrowia. Takie dni, kiedy częściej wsiadamy do komunikacji miejskiej czy wybieramy rowery lub hulajnogi powinny stać się nową normą. Nasze miasta potrzebują nowego modelu mobilności, jeśli chcemy zmienić bardzo złą sytuację związaną z zanieczyszczeniem powietrza. Znamy rozwiązania, które poprawią sytuację – np. strefy czystego transportu. Mamy wiele przykładów dobrych inwestycji w mikro mobilność i transport publiczny w całej Polsce. Zrównoważona mobilność w miastach wszystkim wyjdzie na dobre, czas przestać mówić o niej tylko „od święta” – Hubert Różyk z Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych.
Źródło: https://publicystyka.ngo.pl/dzien-bez-samochodu-zmiany-przez-caly-rok
Ekspert promujący samochody elektryczne zachęca, by rowery lub hulajnogi stały się nową normą w codziennej mobilności.

 

National Archives and Records Administration, Public domain, via Wikimedia Commons

National Archives and Records Administration, Public domain, via Wikimedia Commons

Cytat: „zapytaliśmy Huberta Różyka z zajmującej się zrównoważonym transportem Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych.”
Czyli jeśli w innym medium pojawi się tekst o tym, że powinno się spożywać świerszcze, albo pleśniakowce zwykłe, do rozmowy powinien zostać zaproszony członek Fundacji ds. Jedzenia Owadów. Ale zostawmy to…

 

Wszystko wskazuje na to, że technologia ładowania będzie się rozwijać. Ciągle zmienia się moc ładowarek i czas ładowania. Różnica między tym, co było pięć lat temu, a co jest dziś, to kosmos. Mając nowy samochód i szybką ładowarkę w 20-30 minut można naładować auto. Myślę, że ten czas w ciągu dekady spadnie do około 10-15 minut i to będzie akceptowalny czas do naładowania np. w trasie.

Owszem, technologia ładowania może się rozwijać i możliwe będzie naładowanie samochodu elektrycznego w 15 minut. Ale pan ekspert nie wspomniał o tym, czy wraz ze wzrastającą liczbą aut elektrycznych, sieć energetyczna to wytrzyma. Ile nowych elektrowni musi powstać? Jak należy zmodyfikować całą sieć energetyczną?


Możemy też korzystać z doświadczeń innych miast europejskich. Np. w Londynie wtyczki instaluje się w latarniach. 

W związku z modą na oszczędność energii, coraz częściej montuje się w naszym kraju (i bardzo dobrze), energooszczędne lampy uliczne LED. Mają one 10 krotnie mniejszy pobór prądu niż standardowe. Po co zatem przebudowywać sieć i prowadzić do latarni wyższe napięcie? Kto poniesie te koszty? Wszyscy użytkownicy sieci energetycznej, nawet Ci, którzy nie mają auta, albo nie chcą mieć elektryka?


Jest dużo nieuzasadnionego sentymentu dla samochodów spalinowych. Chcemy, „żeby było tak, jak było kiedyś”. To mityczne „kiedyś” jest idyllą przeszłości. I rzeczywiście, miejsce pojazdów spalinowych jest w przeszłości. Dekarbonizacja transportu to oszczędność, uniezależnienie się od importu paliw kopalnych od takich „demokracji” jak Rosja czy Arabia Saudyjska, czy wreszcie poprawa jakości powietrza. Każdy elektryk na ulicach to jedna rura wydechowa mniej trująca nasze powietrze. 
Chcemy, żeby było tak jak kiedyś to hasło większości wyborców Donalda Tuska. Żeby było tak, jak było kiedyś.
Dekarbonizacja transportu to oszczędność – samochód elektryczny jest dwa razy droższy i po 8 – 10 latach trafi na złom, bo nikt go nie kupi, ze względu na konieczność wymiany baterii litowo – jonowej. Obecnie na portalach z ogłoszeniami można znaleźć oferty kupna kilkuletnich miejskich Renault Zoe za 20 – 30 tys. złotych, bez baterii. Bateria kosztuje minimum 40 tys. złotych. Nikt ich nie kupuje. Skończą na złomie.


Samochody elektryczne są pod wieloma względami wygodniejsze, lepsze dla klimatu.
Pod jakim względem? Co jest w nich wygodniejszego? Jest więcej miejsca w środku. W porównaniu do dobrze wyciszonego auta klasy C/D wcale nie są cichsze. Co w nich lepszego dla klimatu? Są tak samo produkowane z metalu, tworzyw, gumy i szkła. Przy produkcji baterii powstaje całe mnóstwo szkodliwych związków i mnóstwo CO2. Po 8 – 10 latach idą na złom, a ich baterie są odpadem szkodliwym. Wydobycie pierwiastków do produkcji baterii jest wyjątkowo szkodliwe. Do tego jest nowym sposobem na nacisk na inne państwa ze strony producentów (np. Chin). W wielu krajach (np. Kongo) wydobycie minerałów, potrzebnych do baterii, odbywa się w skandalicznych warunkach. Często górnikami są małe dzieci.

W perspektywie 2035 będą zdecydowanie tańsze. Poza tym w 2035 nie skończy się era samochodów spalinowych.
Będą tańsze! Dlaczego? Bo ten pan tak uważa. A następnie cieszy się, że i tak nie będzie konkurencji. Czyli można być pewnym, że auta elektryczne nie będą tańsze.


Na forum UE rząd mówi: zgoda, idziemy w stronę zeroemisyjności. A na potrzeby wewnętrzne mówi zupełnie inne rzeczy. To nie jest fair.
Pełna zgoda z ekspertem. Tak właśnie było. Ta dwulicowość rządu w tym temacie jest dla mnie obrzydliwa. Zgodzimy się na wszystko, dajcie nam kasę z KPO. Nie ma kasy z KPO. Jest wściekłość elektoratu (tej części, która zrozumiała, co się stało). Zyska Konfederacja (co mnie aż tak bardzo nie cieszy).


Jako społeczeństwo wyznaczamy dalekosiężne cele i podejmujemy decyzje. Takie regulacje to nic nowego. Czy mamy wybór w sprawie kupowania lodówek z freonem szkodliwym dla warstwy ozonowej planety? A może każda i każdy z nas decyduje czy zapłaci podatek VAT? Zostawmy populizm polityczkom i politykom. 
Jak widać pan ekspert nie wie, że freon jest dalej stosowany, jako R410. Co prawda nie w lodówkach, ale np. w klimatyzatorach split, czyli małych pompach ciepła. Tych, do których UE tak bardzo zachęca… A nawet zmusza, bez populizmu, oczywiście.


Samochody spalinowe są prostsze i tańsze do produkcji dzisiaj, bo producenci już mają tę technologię.
Samochody spalinowe są bardziej skomplikowane, bo mają między innymi silnik spalinowy, z osprzętem i kilkubiegową skrzynię.


Nowy VW Golf kosztuje od 115 tys. zł. Nowy VW ID.2 – elektryczny odpowiednik Golfa – ma kosztować w ok. 125 tysięcy PLN. Średnia cena nowego kupowanego auta w Polsce to ok. 160 tys. PLN. Te super drogie elektryki to mit. Równie dobrze możemy wziąć cennik Porshe i twierdzić, że pojazdy spalinowe są super drogie.
Ma kosztować – nikt nie wie, ile będzie kosztować, bo nikt nie jest wróżbitą. Zależy to od bardzo wielu rzeczy.


Dzisiaj Kowalska czy Kowalski też nie kupuje nowego auta, tylko pięcioletnie, jak jest dobrze. Niestety dużo częściej to 15-letni diesel sprowadzony z Niemiec czy Holandii. 
Kowalska i Kowalski nie kupią 5-letniego albo 10-letniego elektryka. Dlaczego? Bo będą musieli do niego zamontować nową baterię. Bateria 90 kWh to wydatek rzędu 90 tys. złotych. Regenerowana 40 kWh (wystarczy do jazdy miejskiej) – jakieś 30 tys. złotych. Do tego dojdzie koszt montażu baterii i typowych prac naprawczych przy aucie używanym: naprawy zawieszenia, wymiany płynów (np. chłodniczego w układzie baterii itd.).


Boimy się tych aut elektrycznych, a jednocześnie do Polski przyjeżdża kilkaset tysięcy samochodów używanych rocznie. Nikt dzisiaj nie wie, ile spośród nich to auta, które w krajach zachodnich zostały uznane za niezdatne do użycia – złom po poważnym wypadku czy zalaniu.
Wie, albowiem samochody przed zakupem są sprawdzane przez mechaników. Można również za kilkadziesiąt złotych sprawdzić auto po numerze VIN – od razu wiadomo, czy pojazd miał wypadek i był zalany. Pan ekspert w ogóle nie ma podstawowej wiedzy o motoryzacji.

Do tego elektryki są prostsze w obsłudze. Nie ma silnika spalinowego, więc odpadają smary, przekładnie itd. Łatwiej będzie kupić auto elektryczne, bo odpadnie dużo rzeczy do oceny. Kluczowe będzie sprawdzenie baterii.
Pan ekspert nie wie, że samochód elektryczny ma przekładnię, która wymaga wymiany oleju przekładniowego. Poza tym w aucie elektrycznym trzeba wymieniać wycieraczki, napęd wycieraczek, akumulator 12V, płyn chłodniczy (do chłodzenia silnika i chłodzenia/ogrzewania baterii), piasty kół, płyn hamulcowy, tarcze i klocki hamulcowe, opony, serwisować uszczelki, wymieniać źródła światła, drążki kierownicze, części układu zawieszenia, aktualizować oprogramowanie auta, serwisować klimatyzację…

Co odpadnie: wymiana oleju i filtra oleju, wymiana rozrządu (w wielu autach z łańcuchem rozrządu w ogóle niepotrzebna), wymiana świec żarowych i wtryskiwaczy, układu zapłonowego.


Moim zdaniem cofnięcie tej decyzji za trzy lata (zakazu aut elektrycznych – dopisek Motorewia) jest bardzo mało realne. Wtedy będzie więcej elektryków, więcej infrastruktury. Do tego to prawo jest tylko elementem, powiązanym z innymi przepisami – dotyczącymi infrastruktury, przemysłu, jakości powietrza. Zmiana planów byłaby wyrwaniem kawałka z dużej układanki i nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, żeby to zrobiono. Szczególnie, jak spojrzymy na to, co robią inni na świecie.
To prawda. Rząd najprawdopodobniej będzie zwodził wyborców, że za 3 lata może się coś zmieni. Ale są też inne rozwiązania. Na przykład: wyjście z UE, niestety, mało realne.


Nie tylko Europa stawia na elektryki? USA, odkąd przyjęto wielką ustawę wspierającą m.in. zielone technologie – IRA – jednoznacznie postawiło na produkcję samochodów elektrycznych. Chiny są dużo bardziej zaawansowane od Europy, jeśli chodzi o elektryfikację transportu. Japonia, Korea – nikt z dużych krajów produkujących samochody nie stawia na silniki spalinowe.
Skoro w UE wprowadza się przepisy, zakazujące sprzedaży aut spalinowych, to jak producenci, importujący auta, mają je tutaj sprzedać? Muszą je uzbroić w napęd elektryczny.
Tak na marginesie? A co z pozostałymi krajami Azji? W Ameryce Południowej FIAT i inne marki sprzedają radośnie auta z silnikami benzynowymi MPI.


A nie są oni większością – badania pokazują, że większość Polek i Polaków chciałoby samochodu elektrycznego. Kwestią jest raczej cena i dostępność, a nie sceptyczne nastawienie.
Och i tutaj się zgadzamy. Cena czyni cuda. Cena zakupu auta. Cena ładowania (proszę sprawdzić, ile kosztuje prąd w domu i na stacji szybkiego ładowania). Cena wymiany baterii.


Z pozoru tzw. e-paliwa to niezłe rozwiązanie. To nie ropa czy gaz, więc ich spalanie nie oznacza emisji gazów cieplarnianych. A działają na tej samej zasadzie, co benzyna. Tankujesz i jedziesz.Po pierwsze nie mamy systemu, który pozwala łatwo sprawdzić, czy samochód jeździ na e-paliwie, czy zwykłej benzynie.” „Czyli w samochodzie „gotowym na e-paliwo” ktoś mógłby dalej jeździć na benzynę i emitować CO2
Założeniem miało być wyposażenie aut w taki system, który nie pozwoli uruchomić pojazdu na zwykłej benzynie. Pan ekspert nie doczytał. Oczywiście, że teraz nie mamy takich rozwiązań, bo nie mamy e-paliw.


Do tego takie e-paliwo byłoby strasznie drogie. Średni koszt litra paliwa syntetycznego wynosiłby 3 euro, 14 zł. Byłby to poziom nie do zaakceptowania dla większości osób kierujących samochodem w Unii.
Pan ekspert wie, że w 2035 roku samochody elektryczne będą na pewno tanie. Wie też, że e-paliwa będą na pewno drogie. Skąd, skoro tak naprawdę nie ruszyła ich masowa produkcja? Wie stąd, że promuje auta elektryczne. A poza tym hulajnogi i rowery. I to niech pozostanie podsumowaniem tego artykułu.

Od Motorewia.pl. Ja jestem dziennikarzem motoryzacyjnym i promuję samochody, a poza tym lubię wycieczki piesze. Ale nikogo do nich nie zmuszam. Bo sam na co dzień pracuję i wiem, że bez samochodu nie dałbym rady. Moja matka prowadzi firmę i bez samochodu nie dalibyśmy rady funkcjonować. Mieliśmy babcie chorą na Alzheimera, którą opiekowaliśmy się 5 lat. Jakoś trudno byłoby z nią podróżować na rowerze, hulajnodze, albo komunikacją miejską. Co najważniejsze – nikt z nas nie musi się tłumaczyć, po co kupuje samochód i do czego będzie go wykorzystywać. Może sobie nim jeździć do sklepu do innego miasta, na wycieczki, albo na niego patrzeć, jak stoi na parkingu. I nikt nie powinien nam zabronić jego zakupu ani użytkowania. Tak, jak my nie zabraniamy nikomu zakupu roweru, hulajnogi, albo wycieczek pieszych.  

PORTAL MOTORYZACYJNY MOTOREWIA.PL – POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ

PORTAL MOTORYZACYJNY MOTOREWIA.PL ZAPRASZA DO ODWIEDZENIA INNYCH DZIAŁÓW

MAGAZYN MOTORYZACYJNY – ciekawe artykuły o samochodach i motoryzacji

TECHNIKA MOTORYZACYJNA – poradniki motoryzacyjne. Jak serwisować, jak naprawiać, jak rozpoznać awarie?

TESTY SAMOCHODÓW – czyli rewia motoryzacyjnych gwiazd (testy samochodów nowych i testy samochodów używanych

ELEKTROMOBILNOŚĆ i SAMOCHODY ELEKTRYCZNE – prawda o elektrycznych wynalazkach

MOTORYZACJA I POLITYKA – w jaki sposób współczesna polityka wpływa na motoryzację, kierowców, sposób eksploatacji i produkcję samochodów.

AKCESORIA MOTORYZACYJNE– narzędzia, wideorejestratory, kamery, mierniki, czujniki!

SAMOCHODY ŚWIATA – jakie, zupełnie nieznane w Polsce samochody, produkowane są w innych krajach?

DOKUMENTY, UBEZPIECZENIA SAMOCHODOWE, REJESTRACJA I WYREJESTROWANIE

HUMOR I CIEKAWOSTKI, FELIETONY MOTORYZACYJNE – lekko i z humorem

MOTOCYKLE I JEDNOŚLADY

MOTOMILITARIA CZYLI MOTORYZACJA I WOJSKO

SLOW DRIVING – PODRÓŻE SAMOCHODEM PO POLSCE

WALKA Z KOROZJĄ – czyli bitwy toczone z największym wrogiem samochodów

 

ZAPRASZAMY RÓWNIEŻ DO POLUBIENIA MOTOREWIA.PL NA FACEBOOK I MOTOREWIA.PL NA TWITTER

PORTAL MOTORYZACYJNY MOTOREWIA.PL – POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ

Podziel się