Wolnossące silniki benzynowe, przy odpowiedniej eksploatacji, mogą przejechać czterysta tysięcy kilometrów bez konieczności przeprowadzania generalnego remontu. Wszystko zależy od sposobu eksploatacji. Można zatem bardzo intensywnie eksploatować auto nawet przez piętnaście lat i nie ponosić przy tym wysokich kosztów napraw.
Do tego fakt tak długiej eksploatacji auta może przynieść nam mnóstwo radości. Kiedy będziemy przemierzać modne ulice wielkich ośrodków, nasz pojazd będzie emitował tak duże ilości spalin, że panowie w rurkach, pedałujący na holenderkach w stronę najbliższego korpo, dostaną silnej alergii. Modni przedstawiciele powstającej klasy średniej (ile to już lat ona raczkuje?) będą z nienawiścią patrzeć na to, jak nasz dwunastoletni grat niszczy asfalt, ugotowany i położony za europejskie pieniądze. Wkurzą się też dealerzy, bo zamiast wziąć ósmy z kolei kredyt i kupić nowe auto, wybierzemy kilkulatka z Niemiec za jedną trzecią ceny auta salonowego.

Photo credit: stevendepolo via Foter.com / CC BY
Auta z silnikami benzynowymi są tańsze od samochodów z silnikami wysokoprężnymi. Do tego nie posiadają drogiego osprzętu.
Od kilku lat Europa oszalała na punkcie trzy i dwucylindrowych wynalazków, wyposażonych w turbosprężarki, naszpikowanych elektroniką i mocno wysilonych, a wszystko po to, żeby spełnić mokre sny ekologów. Części zamienne do tych silników są dużo droższe od części, stosowanych w wolnossących benzyniakach. Stosuje się w nich układy, takie jak Start – Stop, które mają pomagać w oszczędności paliwa, ale równocześnie zwiększają zużycie jednostek napędowych, skracając ich żywot. Każdy powinien sobie samodzielnie porównać, ile kosztuje alternator, rozrusznik i akumulator do auta z systemem Start – Stop, a ile do pojazdu bez tego wspaniałego systemu. Jeszcze świece zapłonowe. Są pięć razy droższe niż te, stosowane w wolnossących benzyniakach? Hmmm…
Ale oszczędzają Państwo na paliwie! Całe 0.1 l na 100 km!
To nic, że w czasie dziesięciominutowej jazdy przez centrum miasta wasz silnik wyłączał się i uruchamiał osiem razy. Czy to wpłynęło na jego zużycie? Ależ skąd!
Kolejne 0.1 l /100 km zaoszczędzicie, kupując auto z nowoczesnym oświetleniem LED.
To już całe 0.2 l / 100 km! Potęga! Tak na marginesie, w razie stłuczki, za reflektor z diodami LED też będzie trzeba sporo zapłacić.
Co najważniejsze, silniki downsizingowe nie są wcale tak oszczędne, jak zapowiadali to ich producenci. Po co zatem samemu włazić na minę i brać udział w kolejnym szaleństwie? Europa w ostatnich latach oszalała na wiele sposobów i trzeba robić wszystko, aby od tego trzymać się z daleka. Pani Federica M. z pewnością popłakałaby się w tym miejscu, gdyby oczywiście czytała Motorewię. Niestety, nie czyta…
Przez najbliższe kilka lat naprawdę nie opłaca ładować się w zakup fabrycznie nowego auta z downsizingowym wynalazkiem pod maską. Wszystko przez to, że jesteśmy w przededniu rewolucji elektrycznej, o której już pisaliśmy. Może nawet za kilka lat powstanie rządowy program „Samochód Plus” i każdy z nas będzie mógł zakupić auto elektryczne z dopłatą rządową, jedno z miliona obiecanych przez Pana Ministra Morawieckiego? Kto wie?

Photo credit: Seattle Municipal Archives via Foter.com / CC BY
Jeśli budżet przeżyje wszystkie formy socjalistycznego rozdawnictwa, czego z całego serca życzymy nowego rządowi, to trzeba dotrwać do tych czasów, w których w salonach będą czekać na nas polskie „elektryki”. I dotrwamy, odpowiednio eksploatując wolnossącego benzyniaka.