Czas na odważne wyzwanie. Wymaga tego ode mnie powaga sytuacji i to, co się dzieje na polskich ulicach. Składam publiczne oświadczenie. Ja, właściciel i założyciel portalu Motorewia, jestem osobą zmiennoidentyfikacyjną. Nie pozwolę się zamknąć w pułapce 57 płci, która ogranicza moje prawdziwe ja. Płeć to konstrukcja przestarzała, utrzymywana w Polsce przez Kościół Katolicki, a także Jarosława Kaczyńskiego i jego kota. To ONI są winni tego całego zła.

Jestem dorosłym człowiekiem, dla niektórych już starym. Mam ponad 40 lat. Tylko mój kot na działce mnie kocha i uważa, że nadal jestem młody i piękny.
Odważnie przyznaję. Jestem osobą zmiennoidentyfikacyjną. Co to oznacza? Kiedy trzeba wnieść szafę na czwarte piętro, albo naprawić kontakt elektryczny w ścianie, moje ciało natychmiast identyfikuje się jako kobieta. Kiedy trzeba wziąć się do ciężkiej pracy, moje ciało identyfikuje się natychmiast jako bardzo zmęczone. Kiedy dają coś za darmo dla dzieci, albo gdzieś są bilety za pół ceny dla małoletnich, od razu identyfikuję się jako dziecko.
Nie chodzę na prezentacje nowych samochodów ani na inne wydarzenia medialne. Nie zapraszają mnie. Dlatego na Motorewii nie ma newsów. Wszystko przez to, że w trakcie tych eventów identyfikowałem się jako dobry znajomy wszystkich wpływowych osób. Żeby samochód wyżebrać do testów, albo dostać darmowego pendrive’a. A oni niestety, faszyści, odsuwali się i często pytali siebie nazwajem, spoglądając na mnie dziwnie
– A ten to skąd się tu k***a wziął?
I przestali mnie zapraszać…

Faszyzm w Polsce narasta. Od lat. Jestem tego żywym przykładem.

To prawda. Faszyzm w Polsce narasta od ponad 40 lat. Od chwili, w której pojawiłem się na tym świecie. Wiele osób do dzisiaj tą chwilę przeklina. Na przykład nauczyciel matematyki z liceum. Zadzwoniłem kiedyś do sekretariatu szkoły, z budki telefonicznej, że zalało mu mieszkanie. Dzięki temu nie było dwóch ostatnich lekcji matematyki, której nienawidziłem.
Faszyzmu doświadczyłem już w swoim własnym domu, pacholęciem będąc.
Ojciec mój, świętej pamięci, pełnił w swoim zakładzie dodatkową funkcję strażaka. I przez to miał czasami w domu strój strażacki. Pewnego razu, gdy nie widział, to się w niego ubrałem i chciałem się identyfikować jako strażak. Skończyło się nieomal tragicznie, bo tak skutecznie zaplątałem się w jakieś paski brezentowe, że trzeba było mnie z tego wyciągać. Nikt nie raczył wysłuchać tego, że identyfikuję się jako strażak. Tylko mnie brutalnie spacyfikowali i nie dali kolacji.
W babcinym ogrodzie rosło kiedyś wiele mleczy. Te żółte skurwiele powodowały we mnie natychmiastowy przypływ agresji. Od razu ja, spokojne paroletnie dziecko, identyfikowałem się jako piechota zmechanizowana. Kij i do ataku! Nie było litości, a ciała wrogów, wyrywane żywcem z ziemi, fruwały w powietrzu. Jak się to skończyło? Faszyzm znów zwyciężył. Spacyfikowano mnie wielokrotnie, zabrano broń, a raz nawet wyzwano od głupka i kazano się zająć książkami. Albo sobie pospacerować grzecznie po ogrodzie.
W tym czasie identyfikowałem się też jako wierny katolik. Wszystko przez to, że najważniejszym tematem była komunia. Zegarek elektroniczny, resoraki Majorette, kalkulator… Człowiek po takiej imprezie identyfikował się jako bogacz. Chyba, że (a były takie przypadki u innych) rodzice faszyści pieniądze przechlali i tyle było z całej imprezy. To były czasy, kiedy do kościoła przychodziły dary z USA. Jak się stare babki w dzielnicy dowiedziały, że mają ser żółty i solone masło, to od razu identyfikowały się z kościołem, jakby nic innego w życiu nie robiły.
Dziadek mój miał wtedy białego Poloneza. Białego albo kość słoniowa. Stał w metalowym garażu. Dziadek był kochany. Zawsze dawał kluczyki. Siedziałem w tym garażu i identyfikowałem się jako amant, kierowca, rajdowiec, Borewicz! To było piękne… Czasami faszyzująca babcia marudziła, żebym wylazł.
W szkole podstawowej zawsze chciałem się identyfikować jako ktoś mądry, znaczący, lubiany. Faszyzm nie dał mi szansy. Obrzydliwe babsko, uczące języka polskiego, wielokrotnie pokazywało mi, że słowo mądry to ja mogę sobie w buty włożyć. Do dziś pamiętam tą esesmankę. Wysuszona morda, 150 cm wzrostu, fryzura a la brokuł z kolorem nijakim i usteczka zaciśnięte. Jakby ją co dzień karmili kwasem solnym. Lubiany też nie byłem, faszyści rówieśnicy nie zapraszali mnie na prywatki, nie pożyczali mi kaset, śmiali się z moich modeli do sklejania, a raz zeżarli mi kanapki.
W szkole średniej było to samo. Faszyzm, agresja, chamstwo, ograniczenia…
Ja się identyfikowałem jako osoba znająca się na rzeczy. Oni robili wszystko, żeby mi udowodnić, że jednak powinienem uczyć się w zawodówce, a nie zabierać miejsce w elitarnym „lyceum” gdzie obniżałem średnią. Nie warto tego nawet wspominać. W czasie tych lat często powtarzał mi się sen, w którym podjeżdżałem do liceum wojskowym pickupem. Wskakiwałem na ładownię, ładowałem taśmę z nabojami i waliłem po oknach. Ale to był tylko sen. Faszyzm w szkole szalał. Dalej mnie nigdzie nie zapraszali, nawet na urodziny. I chociaż identyfikowałem się jako fajny gość, to nawet na studniówkę nie poszedłem, bo nie miałem z kim. Socjalizm to dobra rzecz. W takiej, proszę państwa, Kambodży za czasów Czerwonych Khmerów państwo przyznawało mężczyznom określoną przez partię kobietę. I problem z głowy! A ja? Horror dopiero się zaczynał… Dziewiętnaście lat… Pierwsze miłości. Tu pary, tam pary, a ty dalej sam… Spodobała mi się wtedy jedna szatynka z Łodzi. Taka była słodka i nieduża. Uśmiech miała ładny. Buzię delikatną. W zasadzie to była ruda, tylko ufarbowana. I miała takie słodkie piegi. Chciałem ją pocałować w każdego piega na Jej buzi. I biegać z Nią po parku, trzymając się za ręce. I taka była słodka w tej lekkiej sukieneczce w kwiaty. Identyfikowałem się przy niej jako amerykański aktor filmowy, amant, biznesmen, twardziel, komik… Ogólnie, uniwersalny osioł, patrząc z perspektywy czasu. I jako osioł zostałem potraktowany. Obrzydła faszystka.
Zdarzały się i miłe chwile. Pierwszy pocałunek z przepiękną szatynką, na Piotrkowskiej, na czwartej randce, pamiętam do dziś. Czy nie mogłoby by być tak zawsze? A gdzie tam. Wszędzie faszyzm!
Kiedy jeszcze pracowałem w banku, przed laty, to od samego początku identyfikowałem się jako przyszły szef. Ale oni od samego początku, faszystowskie świnie, identyfikowali mnie jako taniego pracownika, do wyzyskiwania za grosze.
W wielu lat trzydziestu zacząłem identyfikować się jako przyszły mąż, przyszły ojciec, głowa rodziny, człowiek pragnący się ustatkować. Chciałem przyjść z pracy w banku, w garniturze, usiąść na wygodnym fotelu, wziąć żonę za rączkę, posadzić ją sobie na kolanach i Ją pieścić.
Kandydatka na żonę była taka śliczna. Miała takie piękne, czarne loczki, mały noseczek i słodką, lekko pyzatą buzię. Chciałem tonąć w tych lokach i zapominać o całym świecie. Wydawała się tak cudowna, piękna, jedyna. Faszystka, zostawiła mnie trzy miesiące przed ślubem. Jej faszystowska rodzina myślała, że będę płacił za ten cały cyrk, który się nie odbył. O nie, jako płatnik to ja się nie identyfikowałem nigdy. Bo niczego tak nie lubię, jak rozstawać się z pieniędzmi.

Pułkownik Michał Lisiak

 

Po tym niemiłym zdarzeniu, które bardzo przeżyłem, rzuciłem wszystko. Przestałem identyfikować się jako pracownik korporacji, banku, przyszły mąż, przyszły ojciec, człowiek miły, spokojny, zawsze pomocny, grzeczny, dostosowujący się do innych. Wyszły na jaw najpaskudniejsze cechy mojego charakteru. Zmieniłem zawód. Zmieniłem siebie. Stałem się samozwańczym dziennikarzem motoryzacyjnym, nie mającym żadnego dyplomu ani polecenia z góry. Nikt mnie nawet nie poklepał po plecach, mówiąc – działaj. A sam sobie zacząłem działać. Zacząłem identyfikować się jako część świata motoryzacji, czego wiele osób do dziś nie może mi wybaczyć. Jakim k***a prawem? Kto Ci pozwolił? Masz na to papier?
Stałem się okropnym człowiekiem. Identyfikuję się jako złośliwiec, który za nic ma autorytety.
Identyfikuję się jako specjalista, który stale uzupełnia wiedzę. Choć wielu identyfikuje mnie jako skończonego osła, który może co najwyżej opisać taczkę. Idę własną drogą. Nie identyfikuję się jako wielbiciel samochodów elektrycznych. Nie należę do żadnych stowarzyszeń. Nie identyfikuję jako jakaś część czegoś. Identyfikuję się tylko jako Polak. I patriota. I dobry człowiek. Piszę to, co uważam za stosowne. I nie tylko tutaj. Identyfikuję się jako dobry współpracownik dla wielu dobrych firm, z którymi współpracuję.
Tylko jak nikt nie widzi, to wyciągam z wnętrza swoją głęboko ukrytą wrażliwość. Słucham wtedy smutnych piosenek o miłości, uronię sobie łzę, a może nawet dwie, pośpiewam sobie w obcym języku, zwłaszcza jednym, oryginalnym, który kocham. A potem znów identyfikuję się jako ktoś, kogo lubić nie sposób.
Ja, gbur z podłódzkich lasów liznąłem nieco wielkiego świata, bo dwa lata mieszkałem w stolicy. Identyfikowałem się jako Warszawiak. Choć wielu mówiło, że mi słoma z butów wystawała, a jak tramwaj jechał po ulicy, to strzygłem uszami jak wystraszony koń. Mieszkałem z przepiękną brunetką. W typie Włoszki. Kiedy miała dni bolącego brzuszka, to starałem się identyfikować jako ściana, albo mebel. Żeby mnie nie było widać. Niestety, ta okropna kobieta też była faszystką. W całym wieżowcu się śmiali (a mieszkaliśmy na 23 piętrze), że Diabliczka wróciła do domu bo drze się tak, że szyby w oknach drżą.
Jeśli to czytasz, cholero jasna, wiedz, że dobrze Cię wspominam. Zawsze Cię szanowałem, ale patrząc na Twoje zachowania nigdy nie identyfikowałem się jako Twój przyszły mąż. Bo musiałbym od razu identyfikować się jako pacjent szpitala dla nerwowo chorych. Nie waż się wracać do mnie. W drzwiach mam nowy zamek. Nie pozwolę Ci spać w moim łóżku i jeść z mojej lodówki. Mam już inną kobietę. Jak Ją zobaczysz pod koniec roku, to gwarantuję, że powiesz, że całkiem mi odpierdo**ło. I dobrze.

Faszystowskie prześladowania dotyczyły także moich samochodów. Gdy kupiłem pierwsze auto, Suzuki Swift, to identyfikowałem się jak część wspólnoty kierowców, człowiek szczęśliwy, bogaty, zmotoryzowany. Niestety, ta mała żaba, na krótkich nogach, była brutalnie wyśmiewana przez innych kierowców, faszystów. Identyfikowali ją jako jeżdżący odkurzacz. A ja ją kochałem z całego serca. Raz nawet, w Łodzi, na Alei Włókniarzy, udało mi się dogonić autobus. Na zjeździe z estakady. Jak były ciężkie czasy i nie było pieniędzy, to zamontowałem w tym małym draniu chłodnicę z Tico. Bo kosztowała 98 zł, a oryginalna, ze Swifta, 450 zł. Identyfikowałem się wówczas jako mechanik, z co najmniej 20 letnim stażem.
Kiedy kupiłem Toyotę Corollę to zacząłem identyfikować się jako człowiek bogatszy, lepszy, ważniejszy na drodze. To mnie też, faszyści wyśmiali. Toyota? To dla skąpców. Gówno bez wyrazu, nudne i paskudne, dla biedaka, co to szkoda mu na serwisowanie.
To kupiłem sobie Alfę Romeo. Zacząłem identyfikować się jako alfista, posiadacz auta premium, wygodnej, sportowej limuzyny. To faszyści powiedzieli, że pewnie kupiłem, żeby się odmłodzić na stare lata. I na pewno to grat, co się cały czas psuje i kupiłem go zespawanego z trzech innych. Ech, wy i ten polski faszyzm…

W swoich marzeniach, już częściowo realizowanych, w najbliższej przyszłości identyfikuję się jako mieszkaniec pewnego pięknego, dużego, nowoczesnego, azjatyckiego miasta. Widzę siebie, jak siedzę na tarasie, przed białą willą, przy szerokiej ulicy, z zielonym pasem egzotycznych drzew. Auta w tym kraju jeżdżą po lewej stronie drogi. Siedzę sobie na tarasie, pisząc na laptopie poradniki motoryzacyjne dla znanych redakcji. Przy moich nogach leżą dwa tłuste, łyse koty sfinksy. A potem wstaję, żeby wejść do salonu i pocałować czule moją ukochaną kobietę, która ogląda sobie azjatyckie telenowele.
Proszę mnie tylko nie identyfikować z tymi, którzy zapowiedzieli ucieczkę z kraju po wygranej Andrzeja Dudy. Nie identyfikuję się z ludźmi chorymi. Ja wyjadę z innych powodów. Ale z moją stroną Motorewia.pl będę się identyfikować zawsze. Choć w tym temacie jestem stały.
W sieci jest wiele portali motoryzacyjnych. Jest mi bardzo miło, kiedy ktoś odwiedza moją stronę i identyfikuje się z nią, choć przez chwilę. Precz z faszyzmem! Niech żyje wolność!
Ziobro, przestań mi rodzinę prześladować!

*Samozwańczy dziennikarz motoryzacyjny, jak to określił pewien wesołek, który przysłał mail do redakcji. Nie posiadam dyplomu dziennikarza motoryzacyjnego. Mam za to dyplom Rzeczoznawcy Internetowego, który uprawnia mnie do negocjacji handlowych w sprawie kupna używanych samochodów i określania ich ceny na podstawie własnego widzimisię.

MENU

PORTAL MOTORYZACYJNY MOTOREWIA.PL – POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ

PORTAL MOTORYZACYJNY MOTOREWIA.PL ZAPRASZA DO ODWIEDZENIA INNYCH DZIAŁÓW

MAGAZYN MOTORYZACYJNY – ciekawe artykuły o samochodach i motoryzacji

TECHNIKA MOTORYZACYJNA – poradniki motoryzacyjne. Jak serwisować, jak naprawiać, jak rozpoznać awarie?

TESTY SAMOCHODÓW – czyli rewia motoryzacyjnych gwiazd (testy samochodów nowych i testy samochodów używanych

ELEKTROMOBILNOŚĆ i SAMOCHODY ELEKTRYCZNE – prawda o elektrycznych wynalazkach

MOTORYZACJA I POLITYKA – w jaki sposób współczesna polityka wpływa na motoryzację, kierowców, sposób eksploatacji i produkcję samochodów.

AKCESORIA MOTORYZACYJNE– narzędzia, wideorejestratory, kamery, mierniki, czujniki!

SAMOCHODY ŚWIATA – jakie, zupełnie nieznane w Polsce samochody, produkowane są w innych krajach?

DOKUMENTY, UBEZPIECZENIA SAMOCHODOWE, REJESTRACJA I WYREJESTROWANIE

HUMOR I CIEKAWOSTKI, FELIETONY MOTORYZACYJNE – lekko i z humorem

MOTOCYKLE I JEDNOŚLADY

MOTOMILITARIA CZYLI MOTORYZACJA I WOJSKO

SLOW DRIVING – PODRÓŻE SAMOCHODEM PO POLSCE

WALKA Z KOROZJĄ – czyli bitwy toczone z największym wrogiem samochodów

ZAPRASZAMY RÓWNIEŻ DO POLUBIENIA MOTOREWIA.PL NA FACEBOOK I MOTOREWIA.PL NA TWITTER

CHCESZ SKOMENTOWAĆ NASZ ARTYKUŁ? NAPISAĆ SZCZERZE, CO O NIM MYŚLISZ?

PORTAL MOTORYZACYJNY MOTOREWIA.PL – POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ

Podziel się