Wielu osobom wydaje się, że przez dziesiątki lat nie produkowano na świecie żadnych samochodów elektrycznych. Zły przemysł naftowy zabraniał, a technologia leżała odłogiem, jak pole pana Mietka, który zaczął pić wodę ognistą. Tak jednak nie było. Od wielu lat prowadzono szereg eksperymentów z samochodami elektrycznymi. Za każdym jednak razem jednak kończyło się w ten sam sposób. Albo samochody lądowały na złomowisku, bo producent ponosił na nich straty, albo były nic nie warte, albo tak drogie, że i tak nikt ich nie kupował.
W Polsce od wielu lat produkowane są popularne Melexy (akurat te mają sens istnienia). Ale były też dwa auta osobowe, produkowane w polskich zakładach. Co prawda zakłady te nie należały do Polaków, ale na autach był napis „made in Poland”. Jednym z nich był Fiat Cinquecento.
Elektryczny Cienias
Był mały, brzydki, ciasny, głośny i awaryjny. Nie bez powodu nazywano go pogardliwie Cienkim i Cieniasem, paskudnie przekręcając jego włoskie imię. Wyglądał jak odwrócony sedes, poruszający się na kołach od wózka dziecięcego. Ot, coś takiego, co dziś nazwano by modnym, nowoczesnym, elektrycznym samochodem miejskim, z przełomową stylistyką.
A wracając do paskudnika, był jeszcze niebezpieczny w razie wypadku. Jednak dla wielu polskich rodzin był wówczas jedynym możliwym do sfinansowania zakupem. A w porównaniu do Malucha stanowił zdecydowanie jakościowy przełom. Taki, nie za duży, jakby to powiedział nosacz sundajski.
Już w 1992 roku inżynierowie rozpoczęli pracę nad elektryczną wersją Fiata Cinquecento. Nazwano ją Elettra. Wcześniej przylotem Elettra nosił Fiat Panda pierwszej generacji, również uzbrojony przez makaroniarzy w silnik elektryczny.
Inżynierowie wykorzystywali w większości podzespoły, używane do produkcji standardowego Cinquecento. Poza silnikiem elektrycznym. Do napędu Cieniasa zastosowano silnik na prąd stały o mocy 12,5 KM (dla porównania, w standardowej wersji najmniejszy benzyniak generował moc 30 koni).
W samochodzie pozostała ta sama skrzynia biegów, co z benzyniaku. A jak wiadomo, silnik elektryczny generuje inne obroty, niż jednostka benzynowa, do tego jego przyspieszenie jest prostolinijne. Przez to odpowiednie zgranie obrotów silnika z właściwym biegiem było nie lada wyzwaniem dla kierowcy. Silnik napędzał przednie koła.
Baterii litowo jonowych jeszcze wówczas nie było, dlatego źródłem zasilania zostały zwykłe akumulatory, najpierw ołowiano kwasowe, a potem niklowo kadmowe. Cinquecento Ellettra przy dobrych wiatrach i przy jeździe z górki, mogło osiągnąć zasięg 70 kilometrów na bateriach ołowniano kwasowych i 100 kilometrów na niklowo kadmowych.
Ponieważ baterie były ciężkie i było ich dużo (elektryczne Cinquecento ważyło ponad tonę), pojazd był tylko dwuosobowy. Bo baterie zajęły resztę miejsca pod maską i miejsce dla pasażerów z tyłu.
Jaki był rozkład mas w takich aucie i jak samochód zachowywał się w trakcie manewrowania? Nie wiadomo. Wiadomo tylko, że w 1992 roku wyprodukowano około setki tych aut. I na tym się skończyło.