Przedstawiciele koncernu Volkswagen zapowiedzieli wzrost cen samochodów osobowych z silnikami spalinowymi. Procentowo najbardziej mają wzrosnąć ceny najtańszych samochodów. O wszystkim donosi magazyn „Bloomberg”.

Co jest powodem zapowiadanych podwyżek cen pojazdów z silnikami benzynowymi oraz wysokoprężnymi?


Po pierwsze zbyt wysokie normy emisji CO2, narzucone przez Unię Europejską.

Niemalże cały sektor motoryzacyjny informował o tym, że normy te będą niemożliwe do osiągnięcia. Jednak Komisarze Europejscy wiedzą lepiej.
Postęp – słowo klucz.
Do 2030 roku nowe auta osobowe, sprzedawane w UE będą musiały emitować o 37,5% mniej CO2, w stosunku do roku 2021.
Producenci samochodów będą musieli inwestować mnóstwo pieniędzy w nowe albo ulepszone technologie i w nowe materiały. Koszty będą ogromne i zostaną przeniesione na klientów. Bo na kogo zresztą miałyby być przeniesione?


• Po drugie, co również zawdzięczamy Komisarzom Europejskim i ich „mądrym” decyzjom, znów zwiększą się wymagania dotyczące wyposażenia aut pod kątem bezpieczeństwa. Niebawem każdy nowy samochód będzie musiał być np. wyposażony w aktywny system bezpieczeństwa, zapobiegający zderzeniom.
Cóż, socjaliści, budujący „państwa opiekuńcze”, od zawsze traktują ludzi jak bezmyślnych idiotów. Dlatego wszystko prze w kierunku pojazdów autonomicznych. Skoro ludzie i popełniane przez nich błędy są powodem wypadków, to czas ludzi po prostu wyeliminować. Proste.

 


Absolutnie nie zgadzamy się z ludźmi, którzy uważają, że konieczność zapinania pasów bezpieczeństwa „ogranicza im wolność”. To jest chore. Bardzo dobrze, że auta są poddawane testom Euro NCAP. Bardzo dobrze, że są obowiązkowe badania techniczne. Bardzo dobrze, że każdy nowy pojazd powinien być wyposażony w ABS, ESP, poduszki powietrzne, czy system telemetryczny, pozwalający zlokalizować auto po wystrzeleniu poduszek i automatycznie wezwać do niego pomoc. Ale kolejne wynalazki są naprawdę już niepotrzebne. Powinny być jedynie opcjonalne.


• Po trzecie, podwyżki cen to efekt tak bardzo „kochanych” przez naszą stronę aut elektrycznych.
Koszty wprowadzenia „elektryczków” są ogromne. Skądś trzeba na to brać pieniądze. Skąd? Ze sprzedaży innych aut. Spalinowych. Do tego (na szczęście!) sprzedaż pojazdów EV jest bardzo niska.
Zatem zwrot z inwestycji jest minimalny, albo w ogóle go jeszcze nie ma.

Mamy też teorię spiskową. Do zakupu aut elektrycznych można nas zmusić na dwa sposoby.

Sposób pierwszy, o którym tak wiele mówiono, to rzekoma „obniżka cen aut elektrycznych” w przyszłości, tani prąd, dostępna infrastruktura i inne gruszki na wierzbie, czy papaje na dębach.
To oczywiście bzdury. Auta elektryczne jakoś nie tanieją, koszt rozbudowy infrastruktury do ich ładowania jest gigantyczny. Ceny prądu są coraz wyższe ( i będą jeszcze wyższe, bo to co rząd straci na mniejszej sprzedaży benzyny, odbije sobie na prądzie), co powoduje, że ekonomia użycia tych małych, elektrycznych pączusiów na kółeczkach jak od wózka dziecięcego, będzie mocno dyskusyjna. Temat był już wielokrotnie poruszany na łamach Motorewii.

Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Obecnie już grożą nam „blackouty”, czyli przerwy w dostawach prądu. A jak na nasze ulice wyjedzie milion obiecanych aut elektrycznych, a potem dwa i trzy miliony, to kto będzie produkował prąd do tych słodkich, zeroemisyjnych pączusiów? Tym bardziej, że wszystkim postępowcom przeszkadzają „trujące” elektrownie węglowe?
Niemcy prądu nie sprzedadzą, sami będą mieć miliony elektryków do ładowania.

 

Photo on Foter.com
Photo on Foter.com

A co ze sposobem drugim? Być może właśnie jest realizowany. Skoro auta elektryczne nie stanieją, to spalinowe tak zdrożeją, że ceny się wyrównają. Dołoży się jeszcze jakieś wyższe OC, podatek ekologiczny, wyższe opłaty za parkowanie. Tymczasem „elektryczek” będzie z tego zwolniony. Oczywiście, do czasu, w którym aut EV będzie więcej, niż spalinowych. Wtedy ulgi się zabierze.

Koncern Volkswagen mocno inwestuje w elektromobilność. Modernizacja zakładu w Zwickau, a także dwóch innych i zapowiedzi wprowadzenia do oferty wszystkich marek koncernu 21 nowych modeli aut elektrycznych musi przełożyć się na zarobek. Co jest logiczne, w przypadku normalnych firm.

Czy to elektryczne szaleństwo, nierealne do zrealizowania, będzie miało kiedyś swój koniec? W zasadzie jedynym sposobem jest zmiana dominującego nurtu politycznego w EU, na wiosnę. Albo opuszczenie wspólnoty. Zdecydowanie lepsze byłoby to pierwsze rozwiązanie. Czy jest realne? Zobaczymy już za kilka miesięcy.

Oczywiście, każdy postępowiec powie Ci – pracuj więcej, to będzie Cię stać na nowe auto!
A jeśli jesteś absolwentem modnego kierunku studiów, zajmujesz się pisaniem wierszy i badaniem zachowań określonych grup społecznych, a na rynku pracy nie na dla Ciebie odpowiedniego zajęcia – po prostu wnioskuj o wysoki zasiłek!


I tym optymistycznym akcentem zakończymy ten tekst.

Źródło: Bloomberg, własne

MENU
– > POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ
– > MAGAZYN MOTORYZACYJNY
– > TECHNIKA MOTORYZACYJNA I DIAGNOSTYKA
– > SAMODZIELNE NAPRAWY SAMOCHODÓW– ZAOCZNE TECHNIKUM DRUCIARSTWA SAMOCHODOWEGO
– > ELEKTROMOBILNOŚĆ I SAMOCHODY ELEKTRYCZNE, WADY ELEKTROMOBILNOŚCI
– > DETAILING
– > FELIETONY MOTORYZACYJNE, CIEKAWOSTKI MOTORYZACYJNE, HUMOR MOTORYZACYJNY
– > DOKUMENTY, UBEZPIECZENIA
– > MOTOCYKLE
– > MILITARIA – MOTORYZACJA I WOJSKO
– > MOTORYZACJA I POLITYKA
– > TESTY SAMOCHODÓW
– > AKCESORIA DLA KIEROWCÓW
– > SAMOCHODY ŚWIATA
– > PODRÓŻE i SLOW DRIVING
– > MOTOREWIA NA FACEBOOK
– > MOTOREWIA NA TWITTER
– > POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ

Podziel się

Napisane przez

Michał Lisiak

Niezależny dziennikarz motoryzacyjny. Kocham swoją pracę i motoryzację. Nie wszystko, co piszę, wszystkim się podoba, a ponieważ jestem niezależny, mogę pisać, co mi się podoba. Pasjonuje mnie technika samochodowa, pewnie dlatego z niepokojem spoglądam na wynalazki, takie jak auta elektryczne.
Brzydzę się „dziennikarstwem motoryzacyjnym”, które polega na skracaniu gotowych newsów, przychodzących z działów PR importerów samochodów.
Współpracuję z kilkoma redakcjami i kilkoma znanymi firmami motoryzacyjnymi.