Pan Jacek i Pan Adam zapragnęli kupna „nowego” (w polskich realiach) auta.
Pan Jacek zarabiał 3 tysiące i Pan Adam zarabiał 3 tysiące. Obydwaj mieszkali w niedużym mieście, przyklejonym do wielkiego miasta.

Obydwaj lubili fajne auta, ale Pan Jacek zawsze lubił „się pokazać”, a Pan Adam lubił podchodzić realnie do szeregu spraw. A zwłaszcza finansowych.

Obaj dostali kredyt na 15 tysięcy złotych. Pan Jacek kupił za niego 15 letnią limuzynę z trzylitrowym benzyniakiem i automatem. Pan Adam pomyślał, podrapał się po głowie i kupił 10 letni kompakt z silnikiem półtora litra pojemności.

Limuzyna Pana Jacka była wielka jak stodoła. Miała w środku elegancką skórę na siedzeniach, ale co z tego, skoro była cała popękana, jakby autem jeździł samuraj z kilkoma ostrymi mieczami. Było eleganckie drewienko, ale dawno już straciło kolor. Był szyberdach, który nie ruszał się i przeciekał. Było całe mnóstwo przycisków i ekran komputera, przypominający stary telewizor. Było też założone przez byłego właściciela audio, którym tak można było przygrzmocić basem, że całe auto drżało, jakby dostało febry.

Kompakt Pana Adama był jak… kompakt. Nic szczególnego, taki w sam raz. Materiał na siedzeniach był przybrudzony i wyszarzały, tak samo jak wykładzina. Ale wystarczyło wszystko porządnie wyprać, aby wyglądało i pachniało jak nowe. Auto nie miało żadnego ekranu, ale za pięć stów Pan Adam kupił sobie combo z czujnikami parkowania, kamerą cofania i nawigacją. I jeszcze za dwie stówki radyjko z MP3. I od razu się milej jeździło.

Obydwa auta miały nakręcone dobrze powyżej 200 tysięcy kilometrów na liczniku. W obydwu tłukło coś w zawieszeniu, jakby grupa Papuasów ukryła się w kole i waliła w tam tamy z radości, że w sąsiedniej wiosce ukatrupili słonia i będzie wyżerka.
Pan Adam zaprowadził swój kompakt do lekarza. Ten zdemontował tylną beleczkę skrętną, na szczęście nie francuski wynalazek z łożyskami skrętnymi, tylko prawdziwą, rasową beleczkę. Zamontował eleganckie, czarniutko srebrne, gumowo metalowe tulejki i wszystko wróciło do normy. Z przodu jeszcze trzeba było wymienić amortyzator ki, a że sprężynki były tez nie takie, to po prostu dwie nowe kolumny poszły, po trzy stówki i wszystko wróciło do normy.

Pan Jacek zajechał z impetem pod warsztat i oddał swój pojazd w ręce mechanika. Tyle osób mówiło mu, że nie ma, jak sprawdzona technika, tu się nic nie psuje, a części są tanie, jak barszcz, którego Pan Jacek oczywiście nie jadał, bo to nowoczesny człowiek był, a nie jakiś burak. Dwa sworznie wahacza odmówiły posłuszeństwa. Przednie koło prowadzone było przez trzy, a tylne przez cztery wahacze, zatem suma, jaką trzeba było ponieść za wymianę, niemalże Pana Jacka znokautowała. I choć mechanik oponował, że trzeba wymienić wszystkie wahacze, zostało na wymianie dwóch uszkodzonych.

Trzylitrowy silnik w aucie Pana Jacka cudownie buczał i zapewniał fajne wrażenia z jazdy. Ale co z tego, skoro za wlane pięć dych można było co najwyżej odrobić małą wycieczkę i zaraz zapalała się żółta kontrolka. Pan Jacek postanowił działać. A że głowę miał nie od parady, zainwestował jeszcze dwa tysiaki w instalację gazową.
– Teraz będę jeździł limuzyną, która pali tyle co maluch! – śmiał się i wytykał palcami frajerów, którzy tankowali litr po piątalu do baku.

Photo by 1970_Lincoln_Continental on Foter.com / CC BY
Photo by 1970_Lincoln_Continental on Foter.com / CC BY

Tymczasem kompakt Pana Adama, z półtoralitrowym benzyniakiem, palił całkiem znośnie. Pan Adam nie miał ciężkiej nogi, a do tego jeździł w dłuższe trasy. Przez to auto paliło niewiele, a i cale brudy się z niego ładnie wypalały.

Pan Jacek miał za to problemy. Bo a to spryskiwacze reflektorów zawiodły, a to elektrycznie sterowana szyba opadła i ni cholery nie chciała się podnieść, a to z klimatyzacji zaczęło śmierdzieć jak ze starej, zawilgoconej piwnicy.
– Może wszystko powymieniać, co? – przerwał Pan Jacek wywód mechanika i skończyło się na doraźnych naprawach.
Klimę się zdezynfekowało. Coś tam w niej szwankowało. Najwyżej nie będzie się włączać. Za to po zastosowaniu WD40 zaczął działać szyberdach, choć z pewnymi oporami.

Mechanik marudził, żeby wymienić olej w automatycznej skrzyni biegów, żeby zabezpieczyć przed korozją, żeby cewki wymienić, bo auto zaczyna szarpać. Ale Pan Jacek znalazł i na to sposób. Po prostu trzeba było mocniej depnąć w pedał, przydusić i od razu samochodowi czkawka przechodziła. Czasem tylko marudził, widocznie gaz mu nie smakował, jak to Pan Jacek zwykł mówić.
– Dobra, europejska robota! Nic nie trzeba wymieniać! – chwalił swoje auto Pan Jacek i pokazywał znajomym, jak to dobrze wybrał markę, model i zasilanie. Nawet czyścić nie było za bardzo trzeba, bo karoseria czarna, to i tak nie widać.

Po dwóch latach samochód Pana Jacka zmienił się nie do poznania. Silnik bulgotał jakby kto do niego starej coca coli nalał, olej lał się spod pokrywy zaworów, pomimo zababrania połowy silnika wysokotemperaturowym silikonem. Zawieszenie tłukło, a auto chciało jechać zawsze nie w tą stronę, w którą Pan Jacek kręcił. Katalizator trzeba było w cholerę wyciąć, bo się zapchał. Skrzynia chodziła jak czołg. Cholerne cewki w końcu trzeba było kupić, bo już tak szarpało, że szlag człowieka trafiał, a potem na nadwoziu wylazły rude plamy. To Pana Jacka wkurzyło najbardziej. Bo że tam tłukło, czy coś to i tak nie było słychać, jak się „zapuściło” audio na cały głos. Ale trzeba było się pokazać. A jak tu się pokazać, jak progi wyglądają tak, jakby małe dziecko paluszkami ciasto babcine obgryzło, dziury nad kołami, a od sporu rdzawo, jak na głowie Króla Europy.

I co było zrobić? Sprzedać. Niestety. Właściciel komisu, jedyny, który był zainteresowany kupnem, powiedział, że może za takiego dziada dać pięć, a i to przy pomyślnych wiatrach.

A Pan Adam tymczasem złapał nową robotę, za szóstaka. Dwa lata później opylił zadbany kompakcik za dwanaście, dołożył drugie tyle i przesiadł się do zadbanej, dziesięcioletniej limuzynki, wypieszczonej i odpowiednio serwisowanej przez właścicieli.

Taka sobie historia, oparta na faktach. Tylko imiona się nie zgadzają i marek aut nie podajemy, żeby się kto nie poczuł obrażony za bardzo. Bo trochę na pewno się obrazi.

Photo by vetaturfumare - thanks for 3 MILLION views!!! on Foter.com / CC BY-SA
Photo by vetaturfumare – thanks for 3 MILLION views!!! on Foter.com / CC BY-SA

MENU
– > POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ
– > MAGAZYN MOTORYZACYJNY
– > TECHNIKA MOTORYZACYJNA I DIAGNOSTYKA
– > SAMODZIELNE NAPRAWY SAMOCHODÓW– ZAOCZNE TECHNIKUM DRUCIARSTWA SAMOCHODOWEGO
– > ELEKTROMOBILNOŚĆ I SAMOCHODY ELEKTRYCZNE, WADY ELEKTROMOBILNOŚCI
– > DETAILING
– > FELIETONY MOTORYZACYJNE, CIEKAWOSTKI MOTORYZACYJNE, HUMOR MOTORYZACYJNY
– > DOKUMENTY, UBEZPIECZENIA
– > MOTOCYKLE
– > MILITARIA – MOTORYZACJA I WOJSKO
– > MOTORYZACJA I POLITYKA
– > TESTY SAMOCHODÓW
– > AKCESORIA DLA KIEROWCÓW
– > SAMOCHODY ŚWIATA
– > PODRÓŻE i SLOW DRIVING
– > MOTOREWIA NA FACEBOOK
– > MOTOREWIA NA TWITTER
– > POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ

Podziel się

Napisane przez

Michał Lisiak

Niezależny dziennikarz motoryzacyjny. Kocham swoją pracę i motoryzację. Nie wszystko, co piszę, wszystkim się podoba, a ponieważ jestem niezależny, mogę pisać, co mi się podoba. Pasjonuje mnie technika samochodowa, pewnie dlatego z niepokojem spoglądam na wynalazki, takie jak auta elektryczne.
Brzydzę się „dziennikarstwem motoryzacyjnym”, które polega na skracaniu gotowych newsów, przychodzących z działów PR importerów samochodów.
Współpracuję z kilkoma redakcjami i kilkoma znanymi firmami motoryzacyjnymi.