Food trucki to mobilne restauracje, które coraz częściej spotykamy przy naszych polskich drogach, a także na różnego rodzaju imprezach. Motoryzacja połączona z gastronomia? W tym rejonie nas jeszcze nie było!

Zatem czas najwyższy zgłębić temat. Czym jest typowy food truck? To ruchoma restauracja, zamontowana w ładowni furgonu albo vana. Najlepiej 3,5 tonowego, albo większego. Z przodu pozostaje klasyczny przedział pasażerski, z miejscem dla kierowcy i dwóch pasażerów, czyli całej obsługi mobilnej restauracji. Jak się kogoś nie lubi, to można go zostawić z tylu, niech się obija od ściany do ściany w trakcie pokonywania zakrętów. No właśnie, za szybko jeździć nie można, bo wówczas powylatywałyby różne gastronomiczne rzeczy z szafek i paczki ze schłodzonym mielonym z chłodziarek.

Zacznijmy od podstawy, czyli od początku. Mamy auto. Typowa dostawcza 3,5 tonówka. Może być Citroen Jumper, może być Opel Movano, może być Renault Master, albo Mercedes Sprinter. Albo jeszcze coś innego. Standardowy dostawczak. Rama stalowa, silnik z przodu, za nim kabina i z tyłu buda z metalu.
Pod maską dieselek mocno już wycykany (mało kogo stać na zakup nowego auta do przeróbki na food trucka – trzeba się wykosztować ze 120 – 140 tysięcy). Temat układu wydechowego omijamy szerokim łukiem, zresztą w ogóle darujmy sobie tym razem awarie i problemy. Załóżmy, że auto jest sprawne technicznie.

Najważniejsze, żeby nie miało dziur, bo co by się nie oszukiwać, taki dziesięcioletni dostawczak, poruszający się po polskich drogach, zazwyczaj jest pożarty gdzie się da, a nawet ma dziury na wylot. Ale już, powiedzmy, że ten nasz nie ma, bo je zabezpieczono, wstawiono nowe blaszki, zaspawano, pokryto warstwą alucynku i jest git.

Photo by Elvert Barnes on Foter.com / CC BY-SA
Photo by Elvert Barnes on Foter.com / CC BY-SA

Mobilna kuchnia musi mieć pomieszczenie socjalne, inaczej Sanepid przegoni w cholerę. Pomieszczenie to musi zawierać umywalkę, do mycia łapek z mydełkiem i ręczniczkami papierowymi (wszelakie szmatki wielokrotnego użytku to tylko w chińskich barach), oraz zlewy. Robimy mięsko? Jeden zlew. Mięsko i warzywa? Dwa. Mięsko, warzywa i rybki? Trzy. Gdzie to zmieścić? To już nasz problem. Zbiorniczek na wodę obowiązkowo i zbiorniczek na ścieki. I grzałka do wody, czyli bojler.

Każdy rodzaj działalności wymaga zastosowania chłodni o różnej mocy. Serwujemy mięsko albo rybki, burgerki, nuggetsiki, albo inne mięsne wynalazki – musimy mieć chłodnię na składniki. Serwujemy sałatki – kolejną, najlepiej z blatem ze stali nierdzewnej do krojenia. Desery, lody – chłodnia o dużej mocy. Wszystko wymaga zasilania prądem.

Skąd to zasilanie? Otóż na pokładzie food trucka mysi znaleźć się generator prądu. To po prostu silnik spalinowy, który ma własny zbiornik paliwa i napędza prądnicę. Jest tam jeszcze przetwornik i inne elektro pierdoły, które sprawiają, że w sieci może płynąć 230 V. Generator zasilany jest zazwyczaj albo benzyną albo gazem LPG. Dlaczego nie olejem napędowym? Mógłby wtedy pobierać sobie paliwo ze zbiornika auta? A powiedzcie to euro ekologom.

Skoro mamy zasilanie, to możemy stosować różne urządzenia elektryczne, żeby smażyć fryty, burgery, mięcho, nuggetsy, kurczaki czy mielonego barana na obracającym się kiju. Można też zastosować elektryczny piec do pizzy, panini, zapiekanek itd.
Dlatego w wielu food trukach stosuje się elektryczne kuchenki (można wówczas działać z patelnią albo wokiem), elektryczne frytownice, grille i wiele innych.
Ale urządzenia elektryczne są drogie, nie tylko w zakupie, ale i w użytkowaniu. Typowa frytkownica elektryczna żre dobre parę kilowatów. A to oznacza, że koszty takiej działalności są wysokie.
Dlatego można zastosować układ hybrydowy – generator zasila chłodnie i oświetlenie, a do gotowania można używać gazu z butli. Kuchenki gazowe, frytownice gazowe czy gazowe kebaby są dużo tańsze – i w zakupie i w użytkowaniu. A butlę można ładnie ukryć pod kuchenką.
Wnętrze musi być też wyposażone, jak w każdej gastronomii w blaty ze stali szlachetnej, stoły i zamykane szafki. Każdy produkt musi być przechowywany zgodnie z zasadami bezpieczeństwa żywności. Bo inaczej Sanepid da po łapach, wlepi mandat i zamknie budę. A jeszcze może tak być, że klienci, którzy dostali biegunki, przyjdą obić.

Photo by harry_nl on Foter.com / CC BY-NC-SA
Photo by harry_nl on Foter.com / CC BY-NC-SA

Mamy wyposażenie, a to nie wszystko. Po pierwsze, w budzie dostawczaka trzeba wyciąć wielką dziurę na okno sprzedażowe. Dużą i prostokątną. Żeby nie naruszyć konstrukcji auta, niezbędne jest zastosowanie specjalnej ramy wokół dziury, aby wzmocnić ścianki.
Podobnie na suficie. Tam trzeba wyciąć otwór na wentylator i na wywiewki z okapów kuchennych, aby usuwać parę, różne wonie i opary gazu.

Podłoga auta musi być pokryta materiałem antybakteryjnym, łatwym w czyszczeniu i nie śliskim. Może być to blacha perforowana. Ścianki boczne i sufit również muszą być odpowiednio pokryte – tu można zastosować lekkie panele z PCV. Są ładne i łatwe w czyszczeniu. A pod nimi, pomiędzy karoserią a panelami, poza rozprowadzonymi kablami, niezbędne jest coś jeszcze. Wyciszenie i ocieplenie. Jak w domu. Wełna, styropian – to już zależy od pomysłowości właściciela.

Zostaje jeszcze wygląd zewnętrzny, bo przecież buda ma przyciągać klientów wyglądem, zapachem, dobrymi cenami i uśmiechem obsługi. Do tego stopnia, żeby klient, który zamówi bułę z burgerem, o niczym innym nie myślał, przez najbliższe dni. Tylko o tym, żeby tym razem wziąć dwie i pożreć je samemu, wbijając zęby w soczystą wołowinę. Albo w wieprzowinę. Albo w wióry baranie, zdarte z kebabu. Czujesz to, wegetarianinie? Ten cudowny zapach wypieczonego mięsa z tłuszczykiem i skórką?

A potem, żeby klient tęsknym okiem wpatrywał się w odjeżdżający food truck, zostawiający za sobą chmurę czarnego dymu, produkowanego przez mocno zużytego dieselka. Czujesz to, ekologu? Ten zapach niespalonych do końca węglowodorów, przyprawionych odrobiną tlenków azotu?

Photo by Elvert Barnes on Foter.com / CC BY-SA
Photo by Elvert Barnes on Foter.com / CC BY-SA

MENU
– > POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ
– > MAGAZYN MOTORYZACYJNY
– > TECHNIKA MOTORYZACYJNA I DIAGNOSTYKA
– > SAMODZIELNE NAPRAWY SAMOCHODÓW– ZAOCZNE TECHNIKUM DRUCIARSTWA SAMOCHODOWEGO
– > ELEKTROMOBILNOŚĆ I SAMOCHODY ELEKTRYCZNE, WADY ELEKTROMOBILNOŚCI
– > DETAILING
– > FELIETONY MOTORYZACYJNE, CIEKAWOSTKI MOTORYZACYJNE, HUMOR MOTORYZACYJNY
– > DOKUMENTY, UBEZPIECZENIA
– > MOTOCYKLE
– > MILITARIA – MOTORYZACJA I WOJSKO
– > MOTORYZACJA I POLITYKA
– > TESTY SAMOCHODÓW
– > AKCESORIA DLA KIEROWCÓW
– > SAMOCHODY ŚWIATA
– > PODRÓŻE i SLOW DRIVING
– > MOTOREWIA NA FACEBOOK
– > MOTOREWIA NA TWITTER
– > POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ

Podziel się

Napisane przez

Michał Lisiak

Niezależny dziennikarz motoryzacyjny. Kocham swoją pracę i motoryzację. Nie wszystko, co piszę, wszystkim się podoba, a ponieważ jestem niezależny, mogę pisać, co mi się podoba. Pasjonuje mnie technika samochodowa, pewnie dlatego z niepokojem spoglądam na wynalazki, takie jak auta elektryczne.
Brzydzę się „dziennikarstwem motoryzacyjnym”, które polega na skracaniu gotowych newsów, przychodzących z działów PR importerów samochodów.
Współpracuję z kilkoma redakcjami i kilkoma znanymi firmami motoryzacyjnymi.