Miejski aktywista kontra kierowca

Chcą zwężać ulice w miastach, marzą o wyrzuceniu z nich samochodów, a wszystkich najchętniej przesadziliby na rowery i do komunikacji miejskiej (zwanej przez nich zbiorkomem). Swoich przeciwników nazywają ludźmi chorymi na „samochodozę”. To aktywiści miejscy, ludzie w większości wyznający lewicowe poglądy. Ich wrogiem jest typowy Janusz, z Passata B5 w dieslu, który wjeżdża do „ich” miasta, truje ich spalinami, zawłaszcza przestrzeń miejską na drogi i parkingi i bezczelnie na nich trąbi, kiedy jeżdżą na rowerach po ulicach, a nie po ścieżkach rowerowych.

Lewicowe poglądy – to słowo klucz. Już wiadomo, że tutaj nie ma jakiegokolwiek miejsca na logikę i argumenty. I zdecydowanie, szkoda czasu na dyskusje z ludźmi, którzy chcieliby wszystkich cofnąć w rozwoju o co najmniej 100 lat.

My jednak pokusimy się o małe porównanie. Kto jest bardziej wartościowy dla państwa i społeczeństwa? Typowy Janusz z „trującego powietrze” Passata B5? Czy miejski aktywista?

Typowy Janusz kontra miejski aktywista

Kim jest typowy Janusz, właściciel kultowego Volkswagena Passata B5, najlepiej w kombi, koniecznie napędzanego silnikiem wysokoprężnym 1.9 TDI? Człowiek, który stał się obiektem tysięcy kpin, memów, kawałów i innych stereotypów?
Otóż ten typowy Janusz to najczęściej mężczyzna w średnim albo starszym wieku, w niewyszukanym stroju, spracowany, zazwyczaj prowadzący małą działalność gospodarczą albo będący podwykonawcą dla większej firmy.
Nasz Janusz bardzo często buduje domy, wstawia okna, remontuje mieszkania, maluje ściany, spawa, instaluje hydraulikę, kładzie kafelki, naprawia dachy, układa kostkę brukową. To złota rączka, która umie zrobić coś z niczego. Za pomocą starego, umiejętnie przyspawanego drutu naprawi bramę, z resztek betonu przeznaczonego do murowania ścian zrobi wylewkę pod furtkę, a ze starej opony kwietnik. Nie chodzi w markowych ciuchach, tylko najczęściej w dresie, powyciąganych jeansach albo flanelowej, roboczej koszuli. Zamiast sushi woli śląską z patelni, a zamiast sojowego latte – czteropak piwa w marketu. Jego ręce nie wyglądają tak, jakby przed chwilą wyszedł od manicurzystki. Nie są to rączki, które jedynie popracowały w życiu odrobinkę na komputerze i dodatkowo, pomachały trochę w trakcie dyskusji z kolegami z socjologii albo kulturoznawstwa. Są duże, spracowane, zniszczone. Tak samo, jak wnętrze Passata, które woziło bloczki betonowe, wanny, narzędzia, a w niedzielę po odkurzaniu, rodzinę do kościoła i do szwagra Józka, na grilla.

Photo by jovike on Foter.com / CC BY-NC
Photo by jovike on Foter.com / CC BY-NC

Nasz Janusz, w niemodnej koszuli, chory na samochodozę, kupił sobie używanego Passata za ciężko zarobione pieniądze. Każdego dnia, nim zasnął, marzył o jego klasycznej linii, komforcie i przestrzeni w środku. Każdego tygodnia, gdy wpadło za stałą robotę i za małą fuchę, odkładał odrobinę do koperty, na swojego wymarzonego kombiaka w dieselku. A potem przyszła chwila szczęścia, gdy go kupił, głaskał z zewnątrz i w środku, cieszył się klekotaniem tedeika, dźwiękiem radia, regulacją fotela. I kupił od trzeciego właściciela, w doskonałym stanie.
Zapłacił 170 zł za rejestrację i nowe tablice. Dał zarobić urzędnikom i państwu.
Zapłacił podatek 2 procent od kupna auta w Urzędzie Skarbowym. Znów zarobiło na nim państwo.
Zapłacił 800 zł za roczne ubezpieczenie OC. Dał zarobić zakładowi ubezpieczeń, który dzięki takim jak on dał pracę kilkuset osobom i zbudował piękny wieżowiec w centrum Warszawy.
Z radości, że kupił takie fajne auto, pofolgował sobie. Kupił sobie nawigację, dywaniki, choinkę zapachową, parę pierdół do środka. Dał zarobić producentom i importerom tych pierdów, zapłacił podatki od ich zakupu, a oni też zapłacili podatki państwu.

Passacik był fajny, ale trzeba go było oddać do mechanika. Wtryskiwacze zregenerował polski zakład, który na tym zarobił i zapłacił od tego podatki dla państwa. Tak samo było z turbiną.
Janusz kupił polskie klocki hamulcowe, polskie tarcze i polski płyn chłodniczy. Wszystkie polskie firmy zarobiły, tak samo, jak polski producent filtra powietrza. I zapłaciły od tego podatki dla państwa.
Co do oleju silnikowego Janusz miał wątpliwości i jednak kupił europejski, znanej marki. Zarobił importer, który też zapłacił podatki. I mechanik, który to wszystko założył, wymienił i podsumował, wydając paragon z kasy fiskalnej.

Przez rok czasu kultowa maszyna się nie popsuła. Ale Janusz musiał kupić do niej opony i wziął robione w Polsce. Znów zarobił producent, dystrybutor, mechanik, wszyscy zapłacili podatki dla państwa, które z tych podatków opłaciło policję, straż pożarną, wojsko, administrację i sporo wydało na swoje chucie. Kiedy Janusz dowiedział się, że w Polskich Siłach Powietrznych pojawią się nowe F-35, poczuł się dumny, bo jakaś tam śrubka została sfinansowana przez niego. Kiedy producent polskich tarcz i klocków hamulcowych zbudował nowy zakład, zatrudniając kilkadziesiąt nowych osób, Janusz znów czuł dumę. Dzięki niemu rodzimy biznes się rozwijał.
A to nie koniec. Przez cały rok Janusz tankował paliwo na różnych stacjach benzynowych. Paliwo jest bardzo opodatkowane w Polsce, zatem na każdym litrze paliwa zarabiało państwo i rafineria i pracownicy stacji. Nawet producent parówek, bo Janusz czasem kupił sobie hot – doga. Zarobił diagnosta, który zrobił przegląd pasacika, odprowadził od tego podatek.
Dzięki podatkom, płaconym przez Janusza w cenie paliwa, państwo miało pieniądze na budowę nowych dróg.
Kiedy Janusz wjeżdża do dużego miasta, gdzie ma klientów, dodatkowo płaci za parkowanie w parkometrze. Dzięki temu miasto, do którego wjeżdża na kilkanaście godzin, też na nim zarabia.

Photo by kimberlykappel on Foter.com / CC BY-NC
Photo by kimberlykappel on Foter.com / CC BY-NC

A sam Janusz? Ma samochód, dzięki któremu może dojechać do klienta mieszkającego na wsi pod lasem, w małym mieście i w centrum dużego miasta. Bez problemu do swojego kombiaka pakuje kilka paczek z terakotą, parę worów kleju, aż zawieszenie w pasacisku usiądzie i jedzie na robotę. Dzięki samochodowi może pracować, bo inaczej jak miałby to robić? W przeciwieństwie do lewaków, Janusz wie, że pieniądze nie biorą się z drukarki, ani z opowiadania głupot. Dzięki temu, że sam dowozi towar, wszystko odbywa się szybciej i taniej. W niedzielę, po odkurzaniu wnętrza, pasacik mknie z rodziną do kościoła, do wuja Józka na grilla, nad rzekę. I wszyscy są szczęśliwi. Janusz zarabia, ale i na nim wszyscy zarabiają. Dzięki samochodowi Janusza pracę mają producenci, usługodawcy i urzędnicy. A to nie wszystko, bo przecież Janusz musi płacić ZUS i podatki od prowadzonej przez siebie działalności. I ubezpieczenie prywatne od następstw nieszczęśliwych wypadków. I od czasu do czasu musi sobie dokupić nowe narzędzia. I jak pracuje, to potrzebuje materiałów, które kupuje w sklepach i hurtowniach. Wiele z nich produkują polskie firmy. Janusz płaci też księgowej z biura rachunkowego, która prowadzi mu rozliczenia.
Za parę lat Janusz przesiądzie się do Passata B6. To będzie dopiero potęga i pokoleniowa zmiana! I może sam zatrudni sobie pomocnika. I rozszerzy zakres usług, kupując nowe narzędzia. A może nawet, kto wie, pojadą ze starą i dzieciakami nad morze, albo w góry, dając zarobić turystyce?

Photo on Foter.com
Photo on Foter.com

A jaki zysk jest z typowego miejskiego aktywisty? Państwo zyska parę groszy podatku z tego powodu, że on kupi sobie rower w sklepie, raz na pięć lat? Kto dzięki niemu zarabia? Kto dzięki niemu coś zyskuje? Czy dzięki niemu powstają jakieś miejsca pracy? Czy dzięki niemu rozwijają się jakieś branże przemysłu albo usług? Jedyne, co się rozwija, to bezmyślna biurokracja, ale to akurat nie jest żaden powód do dumy. 
Dzięki czemu rozwinęła się nasza cywilizacja? Dzięki maszynom, transportowi mechanicznemu i dzięki mądrym ludziom. Dlatego nie można pozwolić na to, żeby świat ciągle działał wedle poniższego klucza. 

engine history
Dlatego, drogi Czytelniku, jak zobaczysz na ulicy nastoletniego Passata B5, z jegomościem w środku, transportującym wory z klejem i trochę narzędzi, nie śmiej się. Za parę dni ktoś będzie się cieszył z nowej łazienki, a Janusz, z paru stówek w kieszeni. A miłościwie nam panujący premier Mateusz ucieszy się z podatków, które mu nasz Janusz zapłaci. Grosz do grosza i będzie kokosza. A co od aktywisty? Nawet złamanego grosza…

MENU
– > POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ
– > MAGAZYN MOTORYZACYJNY
– > TECHNIKA MOTORYZACYJNA I DIAGNOSTYKA
– > SAMODZIELNE NAPRAWY SAMOCHODÓW– ZAOCZNE TECHNIKUM DRUCIARSTWA SAMOCHODOWEGO
– > ELEKTROMOBILNOŚĆ I SAMOCHODY ELEKTRYCZNE, WADY ELEKTROMOBILNOŚCI
– > DETAILING
– > FELIETONY MOTORYZACYJNE, CIEKAWOSTKI MOTORYZACYJNE, HUMOR MOTORYZACYJNY
– > DOKUMENTY, UBEZPIECZENIA
– > MOTOCYKLE
– > MILITARIA – MOTORYZACJA I WOJSKO
– > MOTORYZACJA I POLITYKA
– > TESTY SAMOCHODÓW
– > AKCESORIA DLA KIEROWCÓW
– > SAMOCHODY ŚWIATA
– > PODRÓŻE i SLOW DRIVING
– > MOTOREWIA NA FACEBOOK
– > MOTOREWIA NA TWITTER
– > POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ

Podziel się

Napisane przez

Michał Lisiak

Niezależny dziennikarz motoryzacyjny. Kocham swoją pracę i motoryzację. Nie wszystko, co piszę, wszystkim się podoba, a ponieważ jestem niezależny, mogę pisać, co mi się podoba. Pasjonuje mnie technika samochodowa, pewnie dlatego z niepokojem spoglądam na wynalazki, takie jak auta elektryczne.
Brzydzę się „dziennikarstwem motoryzacyjnym”, które polega na skracaniu gotowych newsów, przychodzących z działów PR importerów samochodów.
Współpracuję z kilkoma redakcjami i kilkoma znanymi firmami motoryzacyjnymi.