Każdy samochód wykorzystuje do kilkudziesięciu części eksploatacyjnych, które co pewien czas trzeba wymieniać. Mało kto wie o tym, że jedną z części eksploatacyjnych, która podlegają wymianie, są poduszki powietrzne. Niestety, starzeją się.
Części eksploatacyjnych jest całe mnóstwo. To filtry powietrza, filtry oleju, filtry kabinowe, filtry automatycznej skrzyni biegów, filtry osuszacze klimatyzacji a także filtry fazy ciekłej i lotnej, jeśli samochód został bestialsko zagazowany, a w jego zderzaku znalazł się korek wstydu.
Części eksploatacyjne to też tarcze i klocki hamulcowe, szczęki w bębnach, końcówki drążków kierowniczych i same drążki, żarówki, opony, felgi, sprzęgła, dwumasowe koła zamachowe, wycieraczki, wtryskiwacze, turbosprężarki, katalizatory, filtry cząstek stalych, paski rozrządu, rolki rozrządu, paski wieloklinowe, napinacze, pompy wody… Do tego elementy zawieszenia: łączniki stabilizatora, tuleje wahaczy, same wahacze, gumowe osłony, akumulatory, rozruszniki, alternatory…
W ostatnich latach dołączyły do nich łańcuchy rozrządu z elementami towarzyszącymi.
Jeśli producent samochodu lubi oszczędzać przy produkcji, to lista części eksploatacyjnych dramatycznie się zwiększa:
a to wąż chłodnicy, a to króciec głowicy,
a to zamek centralny, a to zestaw multimedialny,
a to kierownicy wspomaganie, a to zestaw wspomagający parkowanie,
a to koła łożysko, aż w końcu wymienić trzeba wszystko.Zostaje tylko podwozie, karoseria, rdzy płaty
Znaczek na grillu wielki i kredyt do spłaty
Niemiła i bardzo droga niespodzianka
Każdy producent samochodu, w momencie wprowadzenia go do sprzedaży, opracowuje plan serwisowy. Zawiera on wszystkie czynności serwisowe, jakich należy dokonać po przekroczeniu pewnego czasu lub przebiegu (w zależności od tego, co zdarzy się pierwsze). I tak, po 20 tysiącach kilometrów dokonuje się pierwszego sprawdzenia, po 60 tysiącach (albo po trzech latach) wymienia się świece zapłonowe albo żarowe, po 120 tysiącach albo 6 latach pasek rozrządu wraz z całą kolekcją elementów towarzyszących itd.
Mało kto wie, że niektórzy producenci w planie serwisowym zalecają wymianę poduszek powietrznych na nowe. Najczęściej – po piętnastu latach od daty produkcji auta.
Piękny kompakt, reprezentujący europejską myśl techniczną i znany z cenionej na całym świecie precyzji oraz niezrównanego designu, uzbrojony w najnowszą technikę i wyposażony w kultową jednostkę napędową, zapewniającą niezrównaną dynamikę i niewspółmiernie niskie zużycie paliwa, kosztował w salonie 70 tysięcy złotych. Piętnaście lat później jeszcze jeździ, ale trochę krzywo, nieco szarpie, kultowa jednostka napędowa zapomniała o tym, co to jest kultura pracy, żre olej bez litości i dymi jak komin starej elektrociepłowni.
Zamontowane dla oszczędności sztywne koło zamachowe zamiast dwumasy spowodowalo, że skrzynia i półosie są na skraju śmierci, a samochodem trzęsie, jakby słoń na nim skakał. Rdza żre ranty drzwi i układ wydechowy. Turbina gwiżdże, z głowicy silnika leje się olej, trzecia żarowa nie pali, skrzynia haczy, a check engine pali się trzeci rok, od czasu wycięcia w cholerę zapchanego DPF-a, EGR –a i katalizatorów.
Auto jest warte jakieś 8 tysięcy, ale za taką cenę nikt go i tak nie kupi. Może za 6,5 tysiąca złotych. I teraz właściciel takiego auta dowiaduje się, że zgodnie z zaleceniami serwisowymi powinien wymienić cztery, znajdujące się na pokładzie, poduszki powietrzne – dwie przednie i dwie boczne. Jaki będzie koszt nowych poduszek i ich wymiana w warsztacie? Pewnie przekroczy wartość samochodu. Nie warto zatem pytać, czy ktoś się na taką operację zdecyduje, bo odpowiedź nasuwa się sama.
Prawo zabrania montażu poduszek zdemontowanych z innych samochodów (na przykład z tego samego modelu, młodszego o trzy lata). Nie ma zresztą pewności, czy taka poduszka by zadziałała. Zakazami nikt się nie przejmuje. Używane poduszki można kupić za kilkadziesiąt złotych na portalach aukcyjnych. Lepiej mieć używaną, niż nie mieć jej wcale.