Wszyscy wielbiciele samochodów elektrycznych podkreślają ich „niezwykle niskie koszty eksploatacji”. Jest to oczywiście kompletna bzdura, którą można porównać do innych wyssanych z palca (a raczej z innego miejsca) bzdetów, kolportowanych w eter przez tak zwanych postępowców. Ile kosztuje bateria do samochodu elektrycznego? Ile kosztuje przejazd „modnym autem niskoemisyjnym”?

Samochód elektryczny jest drogi, kosztuje 2 razy tyle, co jego spalinowy odpowiednik. A traci na wartości jeszcze szybciej, niż auta spalinowe. Wystarczy popatrzeć na ceny „elektryków” z drugiej ręki. Stuprocentowych elektryków, artykuł nie dotyczy aut hybrydowych, które akurat mają sens.

Samochód elektryczny nie jeździ za darmo. Przy obecnych cenach, ładowanie auta w domu kosztuje ok. 56 groszy za kilowat. Cena zawiera koszt samego „czystego” kilowata i wszystkich dodatkowych opłat, jakimi jesteśmy obciążani (podatki, przesył itd. ). Jednak trzeba wziąć pod uwagę to mało kto będzie takie auto ładował tylko w domu. Dlaczego? Bo takie ładowanie trwa nawet kilkanaście godzin.
Przy wyjeździe w dalszą trasę, kiedy to dodatkowo, zużycie prądu przez auto bardzo rośnie przy jeździe z większą prędkością, trzeba będzie ładować auto na stacjach szybkiego ładowania. U największego operatora za taką przyjemność trzeba zapłacić od 1,89 do 2,29 zł za kilowat.

Ale przeciętny postępowiec i tak powie Ci, Drogi Czytelniku, że koszt przejechania 100 km autem elektrycznym to 5 złotych!

 

Photo by mariordo59 on Foter.com / CC BY-SA
Photo by mariordo59 on Foter.com / CC BY-SA

100 kilometrów za 5 złotych autem elektrycznym! Da się?

Nissan podaje, że średnie zużycie energii w modeli Leaf wynosi 206 Wh/km.

No to liczymy, krok po kroku.
206 Wh/km czyli 20600 Wh na 100 km;
1 KWh to 1000 Wh, czyli 20600 Wh to 20,6 kW.
Zatem nasz Nissan Leaf wg danych producenta zużywa 20,6 kWh na 100 km.

Przy ładowaniu domowym – 20,6 kWh x 56 groszy = 11,53 zł
Przy ładowaniu z szybkiej ładowarki – 20,6 kWh x 1,89 = 38,93 zł

Co najważniejsze – to średnie zużycie prądu to taka sobie fantazja, nie mająca wiele wspólnego z rzeczywistością. Testy zużycia energii prowadzone są na roleczkach.
W rzeczywistości – auto elektryczny zaczyna zużywać bardzo dużo energii, kiedy jedzie się nim szybciej, np. powyżej 90 km/h.

Jak rośnie zużycie prądu w aucie elektrycznym, gdy jego prędkość wzrasta? Spójrzmy na wyniki testu, przeprowadzonego przez jeden z najpoczytniejszych magazynów motoryzacyjnych. Dziennikarze przetestowali e – Golfa, ale co ważne – przy dobrej pogodzie i w słoneczny dzień.

Jak zmieniało się zużycie prądu?
• W mieście – średnio 14,7 kWh/100 km
• Na autostradzie – 24 kWh /100 km
Ponieważ gazeta, jak większość polskiej prasy, jest niemiecka, można być pewnym, że i niemieckie auto zostało potraktowane dość delikatnie. Rzeczywiste zużycie prądu może być większe – ale to każdy Czytelnik powinien sprawdzić sam, biorąc elektryka z salonu na jazdę próbną. I od razu nakazać wyjechać na trasę i patrzeć z radością, jak grube krople potu spływają po twarzy pracownika salonu. Nie z powodu szybkości, tylko z powodu zżerania prądu z baterii.

Auto miało na pokładzie jednego pasażera. Każdy dodatkowo, włączony odbiornik prądu – ogrzewanie, wycieraczki, audio, klimatyzacja, każdy dodatkowo pasażer – to dodatkowe zużycie prądu. I wyższe koszty. Można przyjąć śmiało, że w trakcie lekkiej zimy zużycie prądu wzrasta o 50 procent. A wtedy realny zasięg robi się tak mały, że…

httpss://www.youtube.com/watch?v=0D_Q8HBx5KY

A jak się rozładuje? Na lawetę. Tu już wujo Stachu nie pociągnie Passatem do stacji. Elektryków holować nie wolno. Znaczy, tych na dwóch nogach, jak się naładują procentami po pracy, to można. Tych na czterech kołach – nie.

Ile kosztuje bateria do auta elektrycznego?

Wiele firm nadal utrzymuje wielkie tajemnice co do ceny baterii, żeby nie przerazić nabywców. Auto elektryczne jest niedrogie, nie trzeba wymieniać klocków, płynu przekładniowego ani płynu chłodniczego, a jeździ się za 5 zł na 100 km!

Zaraz, zaraz…
A co w Teslach chłodzi i równocześnie ogrzewa zimą baterie? Przypadkiem nie jest to płyn, czyli woda zdemineralizowana z glikolem? Jest wieczna? Wymieniać jej nie trzeba?
Zaraz, zaraz…
A skrzynia biegów, jednobiegowa o stałym przełożeniu to z czego jest wykonana? Z tkanek? Czy może jednak z metalu? A ten metal, te koła zębate, to nie pracują czasem w oleju przekładniowym? I ten olej się nie starzeje?

W jednym z magazynów motoryzacyjnych dla prawdziwych profesjonalistów ukazał się artykuł, w którym specjalista ds. zarządzania flotą uchylił nieco rąbka tajemnicy.

I tak…
Bateria zregenerowana do Nissana Leafa kosztuje:
• 36 kWh – ok. 26 tys. zł
• 40 kWh – ok. 27 tys. zł
Jest to kwota, która zdaniem autora tekstu – stanowi połowę kosztów nowych ogniw, a zatem nieco mniej niż połowę ceny nowej baterii. Czyli możemy przyjąć, że na nową będziemy musieli wydać jakieś 60 tys. zł w przypadku baterii o pojemności 40 kWh.

Spójrzmy na drugie źródło informacji: broszurę informacyjną Renault, dotyczącą Renault Kangoo ZE, uzbrojonego w baterię 33 kWh.

W najtańszej wersji auto z baterią kosztuje 117900 netto, a bez baterii – 88900 zł netto.
Czyli wynika z tego, że bateria o pojemności 33 kWh kosztuje 29000 zł netto. Po dodaniu do tego VAT (23 proc.) mamy 35670 złotych. Ładna sumka.

Na ile wystarczy taka bateria? Producenci dają na nie przeciętnie 8 lat gwarancji. Wraz z postępującym zużyciem, spada pojemność baterii. Można przyjąć, że taka bateria może wytrzymać 9 lat.

Podsumowując…
Płacimy za samochód dwa razy tyle, co za jego spalinowego odpowiednika. Miało być super tanio, a nie jest, bo co prawda zaoszczędzimy BAJOŃSKIE SUMY na klockach hamulcowych i oleju silnikowym, a i na filtrach powietrza, ale za to ładowania auta z szybkiej ładowarki zewnętrznej jest bardzo drogie. A po co komu samochód, który trzeba ładować 16 – 20 godzin z domowego gniazdka, żeby móc nim przejechać, dajmy na to 100 km w warunkach zimowych?
Po 9 latach musimy zainwestować 36 – 60 tys. zł w nową baterię, aby auto znów mogło służyć kolejne 8 lat. Albo w ósmym roku wystawimy naszego modnego elektryka do sprzedaży. Może Pan Sławek kupi, zamiast Passata w tedeiku?
Nie kupi, bo nie głupi. Bo w Passaciku od Niemca Pan Sławek zregeneruje elektromagnetyczne wtryskiwacze, każe wymienić w turbinie zużyty wirnik i uszczelnienia, filtr DPF wypali w piecu indukcyjnym (skuteczne!), zamontuje katalizator uniwersalny za 3 stówy w miejsce zużytego i w ZGODZIE Z EKOLOGIĄ będzie mknął przed siebie, jak strzała. I cyk, dwójeczka!

W dodatku nie będzie się martwił, że jedzie na ruchomej bombie (akumulatory umieszcza się pod kabiną pasażerską). Samsung wycofał ze sprzedaży 3 mln wadliwych telefonów, w których na skutek uszkodzenia baterii litowo – jonowej (była minimalnie zbyt duża) mogło dojść do wybuchu (użytkownicy wpychali baterię, żeby weszła na swoje miejsce, uszkadzali jej ogniwa i droga do samozapłonu była otwarta). Ta bateria groziła wybuchem i ważyła kilkadziesiąt gramów. Bateria auta elektrycznego waży 300 – 400 kg i jest narażona każdego dnia na poważne wstrząsy. A w razie wypadku…

W jednym z krajów europejskich doszło do zapalenia się takiego małego słodkiego elektryczka, takiego pączusia na malutkich kółeczkach, jakie to cała postępowa euro lewica widziałaby jako przyszły środek transportu, obok, oczywiście, darmowych autobusików i pociągów (finansowanych z budżeciku z „państwowych pieniążków”).
I jak się maleństwo, ten słodki pączunio zapalił, to straż pożarna wciągnęła go do stawu.

Jak się zapaliła kolejna, postępowa Tesla, to wraz ze strażą przyjechali jej inżynierowie.
– Cały czas się uczymy – przyznali szczerze.
No to się uczcie, ale nie na nas.

A tak na marginesie, nawet Elona, tego, tak, tego Elona, który był idolem ekologów, tęczowych i postępowców, wywalili ze stanowiska prezesa Tesli…
A mówiliśmy, a pisaliśmy, że koniec Tesli już niebawem.

 

Photo by Mic V. on Foter.com / CC BY
Photo by Mic V. on Foter.com / CC BY

W każdym razie, jeśli ktokolwiek z Szanownych Czytelników zdecyduje się na zakup postępowego, niskoemisyjnego samochodu elektrycznego to musi pamiętać o tym, że:
• W koszty eksploatacji wliczyć koszt wymiany baterii;
• Pamiętać o tym, aby tak planować podróż, żeby ładowarki były w pobliżu;
• Pamiętać, że ładowanie z szybkiej ładowarki kosztuje 3-4 razy tyle, co w domu;
• Pamiętać o tym, że taniej wyjdzie kupić sobie futro niż włączyć ogrzewanie w aucie elektrycznym w trakcie zimy;
• Planować podróże tak, żeby zawsze w pobliżu był jakiś zbiornik wodny, do którego, w razie pożaru, da się elektryczka wciągnąć.

Musimy też pamiętać o jeszcze jednym – postęp wymaga poświęceń!
Jesteśmy Europejczykami i ciąży na nas ogromna odpowiedzialność!

MENU
– > POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ
– > MAGAZYN MOTORYZACYJNY
– > TECHNIKA MOTORYZACYJNA I DIAGNOSTYKA
– > SAMODZIELNE NAPRAWY SAMOCHODÓW– ZAOCZNE TECHNIKUM DRUCIARSTWA SAMOCHODOWEGO
– > ELEKTROMOBILNOŚĆ I SAMOCHODY ELEKTRYCZNE, WADY ELEKTROMOBILNOŚCI
– > DETAILING
– > FELIETONY MOTORYZACYJNE, CIEKAWOSTKI MOTORYZACYJNE, HUMOR MOTORYZACYJNY
– > DOKUMENTY, UBEZPIECZENIA
– > MOTOCYKLE
– > MILITARIA – MOTORYZACJA I WOJSKO
– > MOTORYZACJA I POLITYKA
– > TESTY SAMOCHODÓW
– > AKCESORIA DLA KIEROWCÓW
– > SAMOCHODY ŚWIATA
– > PODRÓŻE i SLOW DRIVING
– > MOTOREWIA NA FACEBOOK
– > MOTOREWIA NA TWITTER
– > POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ

Podziel się

Napisane przez

Michał Lisiak

Niezależny dziennikarz motoryzacyjny. Kocham swoją pracę i motoryzację. Nie wszystko, co piszę, wszystkim się podoba, a ponieważ jestem niezależny, mogę pisać, co mi się podoba. Pasjonuje mnie technika samochodowa, pewnie dlatego z niepokojem spoglądam na wynalazki, takie jak auta elektryczne.
Brzydzę się „dziennikarstwem motoryzacyjnym”, które polega na skracaniu gotowych newsów, przychodzących z działów PR importerów samochodów.
Współpracuję z kilkoma redakcjami i kilkoma znanymi firmami motoryzacyjnymi.