Citroen C5 pierwszej generacji to rodzinne auto klasy D o dość ciekawym wyglądzie i świetnym wyposażeniu. Citroeny niemal zawsze wyróżniały się wyglądem karoserii, a do tego były prekursorami wielu przełomowych technologii.
Do napisania o Citroenie C5 pierwszej generacji, zachęciła nas doskonała opinia użytkownika, który świetnie zna się na samochodach. Mechanika, który od ponad dwudziestu lat prowadzi kilku stanowiskowy warsztat w centrum Polski, trudno posądzić o nieznajomość samochodów. Jak to zwykle bywa, C5 trafił w jego ręce przypadkowo, bo nasz znajomy mistrz techniki samochodowej od lat zakochany był w japońskiej technice samochodowej. O zakupie zdecydował przypadek.
– Raz kozie śmierć – pomyślał wielbiciel sushi i spróbował francuskiej kanapki z szynką i roztopionym gruyerem, po czym wyszedł rozanielony, głaszcząc się po brzuszku.
– Raz kozie śmierć – pomyślał nasz znajomy, utargował jeszcze tysiąc i za dwanaście stał się posiadaczem Citroena C5 z 2006 roku, uzbrojonego w benzynowy, dwulitrowy, szesnastozaworowy silnik o mocy 140 koni. I od ponad dwóch lat jeździ nim rozanielony, głaszcząc go po kierownicy.
Taka opinia jest dla nas szczególnie cenna, bo pochodzi od kogoś, kto dość niepochlebnie wypowiadał się o francuskich autach. Nie ma bowiem nic gorszego, niż opierać się na opiniach wyznawców jakiejś marki. Tacy wydadzą pięć tysięcy w ciągu roku na naprawy, a i tak powiedzą, że mają najwspanialsze auto pod słońcem.
Citroen to marka bardzo zasłużona dla światowej motoryzacji, będąca prekursorem wielu przełomowych rozwiązań, na przykład hydropneumatycznego zawieszenia. Poza tym marka ta ma także związki z Polską, z naszym krajem bowiem wiąże się jej powstanie. To temat na inny artykuł. Nie bylibyśmy jednak Motorewią, gdybyśmy nie wspomnieli z wrodzonym taktem, że Citroen sporo nagrabił sobie na polskim rynku. To wina fatalnej polityki finansowej, która cały czas oferowała promocje i wyprzedaże. Klienci odebrali to jednoznacznie. Skoro auta Citroena są w ciągłej wyprzedaży, to znaczy, że są nic nie warte. I przełożyło się to na niską sprzedaż na polskim rynku oraz na bardzo szybki spadek wartości tych pojazdów. Na nic zdały się „zmiany polityki cenowej”, tak szeroko rozgłaszane przez media.
Citroen zmienił politykę cenową! Obniżył ceny aut! – na setkach portali pojawiła się informacja, która miała rzucić polskich klientów na kolana. Nie rzuciła. Zmiana polityki nie wpłynęła na sprzedaż. Wprowadzenie do sprzedaży Kaktusa, dziwoląga, jakich mało, nie spowodowało tego, że tłum klientów rzucił się do salonów.
Ale powróćmy do naszego C5, bo jego warto chwalić, a nie ganić.
Citroen C5 2.0 16V 140KM
Bohater naszego artykułu narodził się w 2006 roku jako liftback. Auto raczej nie rzuca się w oczy, w pasie przednim uwagę przyciąga kształt reflektorów. Wyglądają one, jakby C5 miał minę wiecznie zdziwionego człowieka. Równie oryginalne są tylne lampy. Poza tym żadnych przyciągających wzrok elementów nie ma – przeciętne, masywne auto, jakich wiele.
Nasz bohater wszedł na linię produkcyjną po przeprowadzonym faceliftingu, dlatego otrzymał znacznie ciekawsze i bardzo oryginalne lampy tylne (o wiele ładniejsze od tych, stosowanych w autach z początku produkcji) oraz nowy zderzak.
Dwulitrowa jednostka napędowa generuje moc 140 koni mechanicznych. Napęd przekazywany jest na przednią oś za pośrednictwem sześciobiegowej skrzyni manualnej. W praktyce samochód rozpędza się do setki w jedenaście sekund. Właścicielowi udało się rozpędzić samochód do prędkości ponad stu siedemdziesięciu kilometrów na godzinę, podczas jazdy po niemieckiej autostradzie. Silnik w trasie potrafi zadowolić się siedmioma litrami paliwa, czasami spalanie spada poniżej sześciu i pół, kiedy samochodzik mknie na szósteczce. Za to w mieście auto potrafi skonsumować nawet i dziesięć litrów i wtedy właściciel ma prawo porządnie przeklinać łódzkie korki. Robi to jednak z wdziękiem i jak przystało na bywalca świata, poruszającego się francuskim samochodem, wplata w to francuskie słowa.
Auto jest przestronne i bardzo wygodne. W środku może podróżować pięć dorosłych osób i naprawdę, nie można narzekać na brak przestrzeni. Tym bardziej, że fotele są bardzo komfortowe. Deska rozdzielcza jest ciekawa i czytelna, charakterystyczne dla tego auta jest umiejscowienie wyświetlacza komputera pokładowego, w środkowej części deski rozdzielczej. Za to środkowa konsola przypomina niemiecką wieżę audio z lat dziewięćdziesiątych. Trochę za dużo tu tych przycisków. Nie ma też co narzekać na jakość materiałów – są świetne.
Za co nasz znajomy właściciel tak bardzo ceni swojego C5? Przede wszystkim za niezwykle komfortowe zawieszenie hydropneumatyczne. Powoduje ono, że samochodem podróżuje się jakby jechało się na wielkiej, puchowej poduszce. Zawieszenie pozwala także na zmianę wysokości prześwitu, na przykład na wyższy, podczas jazdy po drogach szutrowych pod miastem. W tym aucie zastosowano ciekawe rozwiązanie – za zwiększanie ciśnienia w układzie zawieszenia odpowiedzialna jest pompa, napędzana przez silnik elektryczny, a nie jak do tej pory, przez silnik auta. Co ciekawe, nasz znajomy był od samego początku przygotowany na to, że komfortowe zawieszenie dość szybko się zepsuje, a jego naprawa mocno uderzy go po kieszeni. Jak na razie, zawieszenie ma się świetnie. Nie ma żadnych śladów rozszczelnień.
Druga sprawa to doskonałe wyposażenie i wykończenie wnętrza auta. Komfortowe siedzenia pokryte są elegancką skórą i można je regulować elektrycznie. Auto ma na wyposażeniu nawigację, tempomat, elektrycznie sterowane lusterka i szyby. Jest też fotochromatyczne lusterko, sześć poduszek powietrznych, ABS i ESP. Firmowe audio też ma bardzo fajne brzmienie, a o odpowiedni klimat, poza muzyką, dba także dwustrefowa klimatyzacja. Czego chcieć więcej?
Na koniec spójrzmy na wydatki. Obecnie bohater naszego artykułu ma niemalże dziesięć lat i prawie sto pięćdziesiąt tysięcy na liczniku. Ponad trzydzieści tysięcy kilometrów zrobił ostatni właściciel. Auto nigdy nie zawiodło. Zaraz po zakupie właściciel wymienił w nim opony (dwa komplety – zimowe i letnie, koszt ok. 4200 zł), a także zajął się klimatyzacją, która nie była używana przez długi czas i cuchnęło z otworów wentylacyjnych, jakby wydalał w nich sam diabeł. Na szczęście układ był szczelny, a sprężarka sprawna. Trzeba było tylko wymienić filtr, zdezynfekować układ i uzupełnić czynnik. Klimatyzacja działa obecnie bez problemu.
Wymiany wymagała także cewka zapłonowa (w tym silniku stosowana jest jedna), która kosztowała niemalże 500 złotych, świece zapłonowe (po 23 złote sztuka) i rozrząd (kompletny zestaw z paskiem 350zł). Nowy właściciel wymienił jeszcze olej hydrauliczny w skrzyni biegów. To wszystko. Obecnie auto chodzi jak szwajcarski zegarek, a właściciel wymienia w nim olej silnikowy, filtry i serwisuje klimatyzację. Przed zimą C5 zostanie jeszcze uzbrojony w nowy akumulator, bo stary chce iść na emeryturę.
Nie taki Francuz straszny, jak go malują?
Nie zawsze. Kupcie C5 z jednostką wysokoprężną HDi, a przekonacie się na własnej skórze, że wszelakie ostrzeżenia o eksploatacji współczesnych Diesli, publikowane na łamach Motorewii, nie były czczą gadaniną.
Zdjęcia zamieszczone w artykule nie przedstawiają opisywanego auta.
MENU
– > POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ
– > MAGAZYN MOTORYZACYJNY
– > TECHNIKA MOTORYZACYJNA I DIAGNOSTYKA
– > SAMODZIELNE NAPRAWY SAMOCHODÓW– ZAOCZNE TECHNIKUM DRUCIARSTWA SAMOCHODOWEGO
– > ELEKTROMOBILNOŚĆ I SAMOCHODY ELEKTRYCZNE, WADY ELEKTROMOBILNOŚCI
– > DETAILING
– > FELIETONY MOTORYZACYJNE, CIEKAWOSTKI MOTORYZACYJNE, HUMOR MOTORYZACYJNY
– > DOKUMENTY, UBEZPIECZENIA
– > MOTOCYKLE
– > MILITARIA – MOTORYZACJA I WOJSKO
– > MOTORYZACJA I POLITYKA
– > TESTY SAMOCHODÓW
– > AKCESORIA DLA KIEROWCÓW
– > SAMOCHODY ŚWIATA
– > PODRÓŻE i SLOW DRIVING
– > MOTOREWIA NA FACEBOOK
– > MOTOREWIA NA TWITTER
– > POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ