Spieszmy się kochać koła zapasowe, tak szybko odchodzą… W nowszych samochodach coraz trudniej znaleźć koło zapasowe. Dobrze, jeśli producent zamiast niego zastosował koło dojazdowe. Gorzej, jeśli nawet koło dojazdowe zniknęło. A zamiast niego producent samochodu dał kierowcy tylko mały kompresorek i piankę. To nowoczesność i postęp!
A ten, jak wiadomo, wymaga poświęceń.

Pan Jerzy kupił piękny, niemiecki samochód. Jak na polskie warunki, auto było jeszcze całkiem młode. Kompaktowy, pięciodrzwiowy hatchback reprezentował kolejną już generację, z których każda uchodziła za kultową. Pan Jerzy zastanawiał się także na wyborem samochodu z równie kultową, jednostką wysokoprężną. Jednak ostatecznie postanowił zrobić krok ku nowoczesności i wybrał nowoczesny, turbodoładowany silnik o zaledwie jednym litrze pojemności. Pomimo małej pojemności, turbina tłoczyła sprężone powietrze do cylindrów, kręcąc zgrabnie łopatkami, bezpośredni wtrysk dawkował paliwo, intercooler chłodził, a Pan Jerzy patrzył na to wszystko jak krowa na koryto pełne kiszonki. Z nieukrywanym zachwytem.

Koło zapasowe zniknęło – zamiast niego jest zestaw naprawczy

Pan Jerzy zachwycał się dziełem niemieckich inżynierów. Cieszyło go niskie spalanie w mieście, nie denerwowało wysokie w trasie, zachwycał się jakością wykonania tworzyw, doskonałym spasowaniem tychże, niezwykłą funkcjonalnością, dopracowanymi klameczkami, tkaninami na fotelach, świetnymi wykładzinami.
– Włoszczyzna do zupy, francuszczyzna do miłości, japońszczyzna do baru sushi – samochód musi być niemiecki! – mawiał Pan Jerzy, utwierdzając się w podjętej decyzji zakupowej, która miała swoje comiesięczne skutki kredytowe.

Pan Jerzy zachwycił się także niezwykłą pojemnością bagażnika, idealnie umieszczonymi podnośnikami gazowymi, półeczką…

Potem zajrzał pod podłogę bagażnika i aż zaśpiewał z zachwytu. Żadnego brudnego koła zapasowego. Żadnego podnośnika. Żadnego klucza. Czyściutki zestaw do naprawy koła zapasowego. Żadnego dźwigania, brudzenia rąk. Tylko cyk, ustawić auto na płaskim terenie, wstrzyknąć piankę, podłączyć kompresorek – i do warsztatu!
Kolejne dzieło niemieckich inżynierów!
Pan Jerzy nie posiadał się z radości. I dumy z dobrze wydanych pieniędzy.

Neonmaster, Public domain, via Wikimedia Commons
Neonmaster, Public domain, via Wikimedia Commons

O wyższości zestawu do naprawy przebitego koła nad kołem zapasowym

Kilka miesięcy później Pan Jerzy wybrał się z rodziną w daleką podróż. Dzieło niemieckiej technologii przeszło przegląd u znajomego mechanika, zostało nakarmione benzyną na zachodniej stacji i ruszyło w podróż, wioząc zachwyconą rodzinę. Pan Jerzy czuł się co najmniej jak pilot Boeninga, zmierzającego z Amsterdamu do Changi.

W pewnym momencie na desce rozdzielczej niemieckiego cudu techniki pojawiło się ostrzeżenie. Pośredni system kontroli TPMS ostrzegał, że coś jest nie tak z jednym z kół.
Pan Jerzy czuł jakieś dziwne ściąganie, ale wziął to na karb krzywej nawierzchni drogi, albo jej złego nachylenia.
Jednak niemiecka technika twierdziła inaczej. Pan Jerzy po raz kolejny poczuł dumę. Piękne, kultowe, niemieckie auto dbało o niego jak członek rodziny. Żeby mu się nic nie stało.

Faktycznie. Po zatrzymaniu, Pan Jurek stwierdził, że w przednim kole wyraźnie brakuje powietrza. Cóż było robić? Wystarczyło włączyć awaryjne, wyciągnąć z bagażnika zestaw do naprawy koła i dalej w drogę! Znaczy… Najpierw do wulkanizatora.
Pan Jurek korzystał z dobrodziejstw niemieckiej techniki, Tymczasem jego syn szukał najbliższego warsztatu wulkanizacyjnego , za pomocą smartfonu. Niestety, chińskiego, nie niemieckiego, nad czym Pan Jurek często bolał.

Jak się okazało, warsztat wulkanizacyjny znajdował się zaledwie kilka kilometrów od miejsca, w którym Pan Jerzy ratował koło w samochodzie. Trzeba się było spieszyć, bo była już prawie osiemnasta. Kolejny warsztat było dopiero 30 km dalej. Z racji piątku i wieczornej pory, mógł być nieczynny.

Doskonale dopracowana pianka idealnie zatkała nieszczelność w kole. Pan Jerzy użył fabrycznego kompresora, który podłączył do gniazdka zapalniczki samochodowej. Koło odzyskało właściwe ciśnienie. Tak właśnie działa niemiecka inżynieria!

Pan Jerzy wsiadł do samochodu, włączył audio i ruszył w kierunku warsztatu wulkanizacyjnego.

O wyższości koła zapasowego nad zestawem naprawczym

Warsztat wulkanizacyjny był jeszcze, na szczęście, otwarty.
Pan Jerzy zaparkował swój piękny, niemiecki samochód przed wejściem. Nie było innych klientów, bo pracownicy powoli szykowali się do zamknięcia.
– Mamy jeszcze kółko do naprawy po przebiciu – oznajmił Pan Jerzy – Cieszę się, że jeszcze zdążyliśmy dzisiaj. Jesteśmy z daleka.
– Nie ma problemu – uśmiechnął się Pan z warsztatu – Zaraz kółeczko zdejmiemy i naprawimy.
A potem fajrant.

Wszystko wyglądało pięknie, jak w wizjach szczęśliwej i dostatniej Europy, kreowanych przez Angelę Merkel. Niestety, nagle nastąpił wstrząs.
– Kolo było naprawiane przy pomocy pianki? – zapytał wulkanizator.
– Tak! – odpowiedział Pan Jerzy – Niemieckiej. Była na wyposażeniu auta, oryginalna.
– Drogi panie, po zastosowaniu pianki opona nie nadaje się do naprawy – wulkanizator zaskoczył Pana Jerzego jak Brewster Gołotę.
– Co? Jak? – wymamrotał Pan Jerzy.
– Opona jest do wyrzucenia – poinformował wulkanizator – Pianka jest tylko do tego, żeby pan mógł dojechać do warsztatu. Trzeba kupić nową oponę.
– Gdzie? – zapytał cichutko Pan Jerzy – Już późno, piątek…
– Akurat mam na składzie model o takim samym rozmiarze – uśmiechnął się mechanik – I to oponki nie byle jakie, niemieckie.
Pan Jerzy uśmiechnął się smutno.
– Po 450 złotych sztuka.
Pan Jerzy przestał się uśmiechać.
– Trudno, pan założy.
Jedną? Trzeba wymienić dwie, na jednej osi. Razem 900. Plus 80 zł za wymianę, bo auto z TPMS.
– A co z tą starą oponą? – Pan Jerzy mówił już tak cicho, że trudno było go usłyszeć.
– Możesz pan ją wziąć, jak pan chcesz. Łabędzia pan zrobisz przed dom, albo osłonę pod krzewy, żeby pies nie obsikał.
– Weź Pan od razu od nas trzecią oponę i felgę. Jak pan znowu przebijesz, to nie ma sensu ten pianki ładować. Jeszcze jedna opona się znajdzie. Felga też.

Pół godziny później Pan Jerzy podróżował dalej swoim pięknym, niemieckim samochodem, uzbrojonym w nowe, niemieckie opony. I nowe koło zapasowe, z tyłu, leżące na pięknej, ciemnoszarej tapicerce w bagażniku.
Brakowało jeszcze narzędzi do wymiany koła, ale te Pan Jerzy obiecał sobie kupić w najbliższym czynnym hipermarkecie. Niekoniecznie niemieckim.

MENU
– > POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ
– > MAGAZYN MOTORYZACYJNY
– > TECHNIKA MOTORYZACYJNA I DIAGNOSTYKA
– > SAMODZIELNE NAPRAWY SAMOCHODÓW– ZAOCZNE TECHNIKUM DRUCIARSTWA SAMOCHODOWEGO
– > ELEKTROMOBILNOŚĆ I SAMOCHODY ELEKTRYCZNE, WADY ELEKTROMOBILNOŚCI
– > DETAILING
– > FELIETONY MOTORYZACYJNE, CIEKAWOSTKI MOTORYZACYJNE, HUMOR MOTORYZACYJNY
– > DOKUMENTY, UBEZPIECZENIA
– > MOTOCYKLE
– > MILITARIA – MOTORYZACJA I WOJSKO
– > MOTORYZACJA I POLITYKA
– > TESTY SAMOCHODÓW
– > AKCESORIA DLA KIEROWCÓW
– > SAMOCHODY ŚWIATA
– > PODRÓŻE i SLOW DRIVING
– > MOTOREWIA NA FACEBOOK
– > MOTOREWIA NA TWITTER
– > POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ</strong

Podziel się

Napisane przez

Michał Lisiak

Niezależny dziennikarz motoryzacyjny. Kocham swoją pracę i motoryzację. Nie wszystko, co piszę, wszystkim się podoba, a ponieważ jestem niezależny, mogę pisać, co mi się podoba. Pasjonuje mnie technika samochodowa, pewnie dlatego z niepokojem spoglądam na wynalazki, takie jak auta elektryczne.
Brzydzę się „dziennikarstwem motoryzacyjnym”, które polega na skracaniu gotowych newsów, przychodzących z działów PR importerów samochodów.
Współpracuję z kilkoma redakcjami i kilkoma znanymi firmami motoryzacyjnymi.