Kiedy wszyscy wokół Ciebie zaczynają nagle krzyczeć na cały głos, że coś jest przyszłością i jest dla Ciebie dobre, chwytaj się za portfel i patrz, w którym miejscu chcą Cię zrobić w konia. Parafrazując znane powiedzenie, naiwni uwierzą we wszystko, a mądrzy mają prawo mieć wątpliwości.
Tymczasem propaganda trwa. Dziesiątki nowych portali, wychwalające auta z napędem elektrycznym, uśmiechnięty premier, śmiałe programy zakupów (780 autobusów elektrycznych do 2020!) – elektromobilność to przyszłość i nie ma innej drogi! Nikt nas z tej drogi nie zwiedzie! A JA MAM WĄTPLIWOŚCI.
Niestety, nie sposób zauważyć, że w tej całej propagandzie jest całe mnóstwo niedomówień, lawirowania, umiejętnego omijania faktów, unikania drażliwych tematów, żeby zachować nieskalane oblicze elektromobilności… Czy na tym polega rzetelność dziennikarska?
A gdzie ona w ogóle w Polsce jest – zapytasz, jeden z drugim i uśmiechniesz się z politowaniem?
Cieszysz się z elektromobilności? Ty ją sfinansujesz – ze swoich podatków. Tego wielkiego misia, na miarę naszych możliwości.
Realny zasięg – policz sobie sam
Nie wierz nigdy kobiecie! I danym fabrycznym, podawanym przez producentów. Bo dane te uzyskiwane są w takich warunkach, jakich Ty nigdy nie osiągniesz w swoim życiu.
No, chyba, że będziesz jechać po prostej jak stół drodze, bez jakiegokolwiek wiatru, z wyłączonymi wszystkimi odbiornikami prądu, bez koła zapasowego, bez jakiegokolwiek bagażu (żona jedzie pekaesem), będziesz jechać sam i jesteś człowiekiem niewielkiej wagi i niewielkiego wzrostu. Wtedy MOŻE Ci się uda. Jak będziesz jechał z góry.
Nissan Leaf II to jeden z liderów wśród sprzedaży aut elektrycznych. Nie ma się co dziwić, w końcu to auto mające normalne rozmiary (kompakt) i wyglądające bardzo ładnie. W przeciwieństwie do swojego pierwszego wcielenia, które było obrzydliwe. Znów wpływ mezaliansu z Francuzami z Renault? A wystarczyło tylko poważnie zmienić kształt przednich reflektorów i tylnych lamp, żeby uzyskać naprawdę interesujące nadwozie.
Ale nie będziemy się tu zachwycać urokiem. Ceną tym bardziej, bo jest chora. Popatrzymy na zasięg.
Tajemny wzór
Matematyka to królowa nauk. Teraz zasmakujesz wyższej matematyki. Oto tajemny wzór, wg którego będziesz cudownie orać bez litości każdego, kto Ci będzie bredzić, że samochód elektryczny ma 300 km zasięgu i jest lepszy od Twojego B5 w pompowtryskiwaczu.
W Europie producent podaje, że Nissan Leaf II ma zasięg 378 km. Wow!
W US&A – już tylko od 270 do 285 km (Combined).
Ten sam samochód. Co tam, w US&A mają inne drogi, tylko z góry? Społeczeństwo cięższe, więc auto ma mniejszy zasięg? A może po prostu stosują bardziej realne metody liczenia zasięgu?
A Ty zastosujesz sobie swoją.
Bateria Nissana Leafa II ma 40 kWh pojemności. Bateria litowo jonowa auta elektrycznego ładuje się do 80 procent pojemności, zatem realnie wykorzystuje 32 kWh (tu możesz zarżeć jak koń po raz pierwszy). Dlaczego tylko do 80%? Bo po przekroczeniu progu 80%, szybkość ładowania bardzo mocno zwalnia. Przez to doładowanie kolejnych 20 % mogłoby trwać drugie tyle czasu, co ładowanie do 80 %. Dlatego tez stacje szybkiego ładowania mają zabezpieczenia i również zwalniają znacząco po doładowaniu do 80 %. Dlaczego zwalnia? Żeby nie uszkodzić ogniw baterii.
Producent auta podaje zużycie energii na 1 km (tak jak podaje się spalanie w benzyniaku czy Dieslu). Jest to 206 Wh/1 km.
Teraz będziemy rachować. Bierzemy kajet, ołówek, gumkę i liczymy.
1 kWh to 1000 Wh. Zatem 32 kWh to 32000 Wh. Sprawdzasz dwa razy, na kalkulatorze (autor tekstu ma jeszcze kalkulator, który dostał na Pierwszą Komunię Świętą) – zgadza się.
Ocieramy pot z czoła i jedziemy dalej. To liczenie, to ciężkie jest. Chyba, że liczymy pieniędze. Dla siebie, nie do wydania.
Pojemność baterii podzielimy przez zużycie. Czyli 32000 Wh podzielimy przez 206 Wh.
Jakby nie liczyć, wychodzi nam 155 km. (tu rżymy po raz drugi, możemy też przytupać kopytami).
Ile miało być? 270? 370? A to nie wszystko.
Pamiętaj, że zużycie energii zależy od szeregu czynników:
• Średnicy kół
• Rodzaju i szerokości opon
• Wszelakiego typu oporów powietrza
• Obciążenia samochodu (jak załadujesz teściową, albo prosiaka – zużycie wzrośnie!)
• Szybkości, z jaką jedziesz. W benzyniaku jak np. rozpędzisz się do 90 – 100 km/h i mkniesz sobie na piąteczce albo szósteczce, to pali najmniej. A elektryk? Odwrotnie. Im szybciej, tym większe zużycie.
…a już cieszyłeś się, że Leaf ma lepsze przyspieszenie od 2 litrowego Golfiacza w tedeiku
No właśnie, Golfiacz
VW e-Golf, elektryczna wersja popularnego Golfa VII. Wersja zmodernizowana z 2018 roku, z mocniejszym silnikiem (100 kW) i lepszymi bateriami (35,8 kWh)
Wg. normy NEDC (New European Driving Cycle) auto ma 300 km zasięgu.
Tymczasem sam producent w informacji prasowej przyznaje, że
„W odniesieniu do rocznej średniej codziennych przejazdów, uwzględniających styl jazdy poszczególnych kierowców oraz korzystanie z klimatyzacji i ogrzewania – po pełnym naładowaniu akumulatorów, nowy e-Golf może przejechać 200 km lub więcej.”
Albo mniej, jeśli np. będziemy jechać szybciej, weźmiemy więcej osób do auta. Pomiędzy 300 a 200 jest spora różnica.
Koszty ładowania – miało być różowo
Różowo to może być, jak pójdziesz do friendly gay clubu i przytuli Cię miły kelner w różowej koszulce, bo zobaczy, że Twoje plany bycia nowoczesnym Europejczykiem, jadącym czystym ekologicznie elektrycznym autem i krzyczącym bohatersko w czasach dyktatury
– Kon – sty – tu – cja!
na każdym skrzyżowaniu, właśnie legły w gruzach.
Kredyt na zakup jeszcze byś dostał. Ale utrzymanie miało być takie tanie!
Szybkie ładowanie w trasie – w 15 minut do pełna! A nie! Bo na stacji szybkiego ładowania będzie trwało minimum 40 minut! A czasem dłużej. Ale już przyjmijmy, że 45.
Będzie tanio! A nie będzie! Bo np. u największego operatora działającego na polskim rynku, w Greenway, jeśli jesteś stałym klientem, zabulisz 1,89 za kilowat, a jeśli nie, to 2,29. I pamiętaj, żeby się zmieścić w 45 minutach, bo jak nie, to potem jeszcze dostaniesz 40 groszy za każdą następną minutę.
Masz baterię 40 kWh, która ładuje się do 80 procent, czyli do 32 kWh. Myślałeś, że można jeszcze ładować za darmo (bez podtekstów) więc zaskoczony bulisz 2.29. Łącznie rachunek za ładowanie 32 x 2,29 = 73 zł 28 gr. Zmieściłeś się w czasie, więc 40 groszy nie doliczą.
Załóżmy optymistycznie, że faktycznie, realny zasięg po trasie to jakieś 140 km (optymistycznie!!!!). Bo jedziesz szybko, żeby za Tobą nie trąbili, min. 90 km/h i ważysz tyle, co normalny człowiek. Wiec nie będzie to wyliczone 155 km, tylko mniej. A do tego lubisz sobie zarzucić Sławomira albo innego twórcę nowoczesnej polskiej muzyki w trakcie jazdy, więc radio pracuje. Klimy nie tykasz, bo gryzie (1000 zł za uzupełnienie poziomu nowego czynnikiem, teraz to możesz nie tylko zarżeć, ale i ogonem zakręcić, jak rumak).
A tak na marginesie… Nowy czynnik do klimy jest cholernie łatwopalny. A tu w elektryku prąd o wysokim napięciu… Daj Pan spokój! (teraz możesz zastrzyc uszami, jak wystraszony koń). Zamiast klimy – otwieramy okno i zimny łokieć! Zaraz… Tez nie! Bo przecież przy otwartym oknie wzrastają opory, więc… rośnie zużycie prądu i maleje zasięg (autor tekstu porusza gniewnie chrapami…).
No dobra, zakręćmy jeszcze raz ogonem i wróćmy do wyliczeń. Ile wyjdzie? 73,28 / 140 = 52 grosze za kilometr.
Dużo to, czy mało? Jeśli dajmy na to, pojedziesz w trasę swoim tedeikiem, to spali na trasie jakieś 5 litrów, nawet jak już turbina lekko gwiżdże a wtryski odrobinę zalewają i trzeba kręcić ze trzy razy, żeby zapalił. To wyjdzie jakieś 30 zł na 100 km, czyli… 30 groszy za kilometr. (przy cenie 5 zł za litr)
Jeśli, mając nowoczesne, piękne, auto elektryczne, zechcesz w trakcie obciachowych świąt odwiedzić swoją rodzinę w małym ośrodku, mając do pokonania jakieś 300 km, to
• Całą noc będziesz ładował (bez podtekstów)
• Wyjedziesz z modnego, wielkiego ośrodka. Od razu planujesz, aby w pierwszych 140 km dojechać do pierwszej stacji ładowania.
• Tu czekasz 40 minut, ładujesz, pijesz sojowe latte, kontemplujesz o tym, jak pełzający faszyzm w Polsce morduje wiewiórki…
• Ruszasz, jedziesz kolejne 120 km, nakładasz 40 km do kolejnej stacji
• Ładujesz 40 minut, ciesząc się, że ze względu na posiadanie przez Ciebie elektryka, Papuasom będzie żyło się lepiej. Wszystkim!
• Pokonałeś jakieś 200 km realnej drogi (bo nakładałeś do stacji ładowania). Jedziesz dalej, do trzeciej stacji.
• Ładujesz, 40 minut, jedziesz w końcu do celu. W małym ośrodku nie jeździsz nigdzie, bo truchlejesz na myśl o tym, że z powrotem nie dasz rady dojechać do stacji ładowania. Tłumaczysz zainteresowanym burakom, że auto ładuje się energią kosmiczną i musi odpocząć. Nie dajesz kopać w opony.
• Wieczorem, leżąc w łóżku, podliczasz koszty ładowania i leżąc w łóżku, przebierasz kopytami i rżysz, jak wściekły koń.
———————————————————————
Dalsza część – na następnej stronie – proszę kliknij poniższy link
Elektromobilność – tak Cię robią w konia – cz 2
Nie obawiaj się, tu nie ma żadnych ukrytych reklam, ani innego syfu.
MENU
– > POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ
– > MAGAZYN MOTORYZACYJNY
– > TECHNIKA MOTORYZACYJNA I DIAGNOSTYKA
– > SAMODZIELNE NAPRAWY SAMOCHODÓW– ZAOCZNE TECHNIKUM DRUCIARSTWA SAMOCHODOWEGO
– > ELEKTROMOBILNOŚĆ I SAMOCHODY ELEKTRYCZNE, WADY ELEKTROMOBILNOŚCI
– > DETAILING
– > FELIETONY MOTORYZACYJNE, CIEKAWOSTKI MOTORYZACYJNE, HUMOR MOTORYZACYJNY
– > DOKUMENTY, UBEZPIECZENIA
– > MOTOCYKLE
– > MILITARIA – MOTORYZACJA I WOJSKO
– > MOTORYZACJA I POLITYKA
– > TESTY SAMOCHODÓW
– > AKCESORIA DLA KIEROWCÓW
– > SAMOCHODY ŚWIATA
– > PODRÓŻE i SLOW DRIVING
– > MOTOREWIA NA FACEBOOK
– > MOTOREWIA NA TWITTER
– > POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ