Krótkie spotkanie z Shuanghuan CEO oko w oko. Czy faktycznie to rozsypujący się, zżerany przez rdzę grat, w którym nic nie działa i który jedzie, dokąd chce?
Kilka sztuk Shuanghuan CEO można znaleźć w Europie, na portalach, które zajmują się publikowaniem ogłoszeń motoryzacyjnych. Sporadycznie auta pokazują się też w Polsce, ale bardzo rzadko. Nic zatem dziwnego, że porządne przetestowanie tego auta to raczej mrzonka.
Udało się jednak znaleźć Shuanghuan CEO w bliskiej odległości od bunkra, z którego nadaje Motorewia. Zaledwie dwadzieścia kilometrów. Sprowadził go pan, który zawodowo zajmuje się zwożeniem niedrogich gratów do Polski i sprzedawaniem ich lokalnym klientom. Powiesz – handlarz. Jednakże na prawdziwego handlarza to się w większości przypadków pluje i go przeklina, kiedy się okaże, że samochód był zespawany z trzech, ma w rzeczywistości dwieście tysięcy kilometrów więcej, zamiast poduszek powietrznych upchane gazety, a „wyprane” w wanience ultradźwiękowej wtryski właśnie zdechły… A tutaj ludzie panu mówią dzień dobry z uśmiechem, mrugają światłami z zakupionych aut, a niektórzy nawet wracają po kilku latach po kolejnego nastolatka na czterech kołach.
Próba oficjalnego podejścia do problemu i prośba o możliwość zrobienia zdjęć do artykułu zakończyła się totalną klęską. Pan bowiem brutalnie powiedział, co sądzi o dziennikarzach motoryzacyjnych i żeby w ogóle od niego się odp…
Trzeba było zatem zadziałać w ukryciu. Na spotkanie w sprawie auta umówił znajomy. Dziewiątego grudnia Anno Domini 2017 Pan CEO ukazał swoje wdzięki za nieładnym, prostokątnym domem z lat siedemdziesiątych, do tego pomalowanym na pomarańczowy kolor. Auto miało niemieckie tablice rejestracyjne. Rocznik 2008. Przebieg – 114 tysięcy. Cena – 18 tysięcy do negocjacji. Silnik benzynowy 2.4 o mocy 123 KM z LPG. Napęd 4×4. Full opcja, full wypas, wszystko full.
Co udało się zauważyć?
Auto naprawdę prezentowało się całkiem nieźle. Czarny lakier jak na dziesięciolatka był w całkiem niezłym stanie, pomijając tony nierozsmarowanego dobrze wosku. Było widać sporo rysek, ale żądnych większych uszkodzeń. W niektórych miejscach widoczne było pewne niedoróbki w spasowaniu elementów, ale niewielkie (przy tylnym zderzaku – może to wynik jakiejś małej kolizji).
Obyło się bez kopania w opony!
Chrom na atrapie chłodnicy wyglądał już dość słabo. Znalazły się też ślady rdzy – na stopniach, ułatwiających wsiadanie do środka i na progu po stronie pasażera.
Auto miało wyraźnie przepolerowane reflektory i światła przeciwmgielne, bo osobnik, który to poczynił zrobił to z jednej strony niedokładnie (w niektórych miejscach zostały niedoróbki), a z drugiej ze zbyt dużym rozmachem (zapewne polerował wkrętarką i wyjechał poza obręb reflektora, zdzierając lakier do białości).
Przeważnie CEO porusza się na oryginalnych alufelgach. W tym przypadku auto miało zwykłe felgi stalowe. Tarcze hamulcowe nie były skorodowane, tak samo, jak zaciski. W miarę możliwości, na roztopionym czarnym bagnisku, udało się zajrzeć pod samochód. Układ wydechowy był lekko skorodowany, zwłaszcza tłumik i końcówka wydechu, poza tym widać było jakieś przedziwne konstrukcje z drutu i gum, na których wisiał. Musiał się zatem urwać i ktoś domowymi, tanimi sposobami go wieszał. Nalot rdzy był widoczny na tylnym moście, ale też był raczej niewielki.
Rdza pojawiła się w jeszcze jednym miejscu – lekki nalot korozji był widoczny na kilku śrubach pod maską silnika. Poza tym – nigdzie. Maska w porządku, mocowanie maski w porządku, kielichy w porządku, blok silnika tak samo. Wszystkie elementy gumowe wyglądały całkiem normalnie, bez śladów przetarć czy sparcenia. Ktoś kombinował tylko przy mocowaniu akumulatora. Mocowanie zbudowane było z paska blachy perforowanej, polakierowanego domową metodą na czarno, aby utrzymać w miejscu sporych rozmiarów Vartę. A więc jednak mamy coś niemieckiego! Brakowało osłony paska rozrządu – czy to rozwiązanie oszczędnościowe ze strony producenta, czy też osłonę ktoś zdemontował? Sam pasek był akurat w dobrym stanie.
Żadnych śladów wycieków. Oleju silnikowego prawie max. Różowy płyn chłodniczy czyściutki, bez kropelki oleju. .
Sprzedający miał już wyraźnie dość tego badania, zatem przesiedliśmy się do kabiny. Na krańcach drzwi i pod nimi a także na mocowaniach – ani śladu rdzy.
Kabina auta jest przestronna i naprawdę wygodna. Miejsca jest sporo i wokół i nad głową. Tym autem spokojnie może jechać pięć dorosłych osób. Siedzenie wydawało się nieco twarde, jakby ktoś ubił jego wypełnienie.
Jakość materiałów? Typowa dla tanich produktów made in China. Lekko zużyta eko skóra, to akurat żaden problem, wystarczy zamontować nowe pokrowce. Plastiki jak w aucie klasy B lub C, nic wielkiego, ale też nic strasznego. Ot, taka budżetówka, mocno nabłyszczona jakimś preparatem, po którym zostało pełno zacieków.
Deska rozdzielcza przyjemna dla oka. Łądne, proste zegary w chromowych obwódkach. Wygodna pozycja za kierownicą. Fotele można regulować za pomocą dwóch kółek po bokach. Kilka przycisków wytartych dość mocno. Silnik wystartował po około czterech sekundach.
Jednostka pracowała dość głośno, poza tym dało się słyszeć pewne zużycie układu wydechowego (pewnie jakaś nieszczelność z przodu), powodujące hałas. Poza tym coś wyraźnie drżało pod maską, by może to niedbałe niedoróbki albo zużycie, prawdopodobnie drżała obudowa filtra powietrza.
Pierwszy bieg udało się załączyć bez problemu, ciężko było tylko wyczuć auto za pierwszym razem. Tylko zawieszenie zaczęło nieco skrzypieć, kiedy wjechaliśmy w dziurę na podwórku.
W trakcie krótkiej, kilkuminutowej jazdy po drogach asfaltowych samochód zachowywał się nieco ociężale, ale trzeba pamiętać, że ten stylistyczno mechaniczny składak wazy prawie dwie tony. Poza tym to masywny SUV a nie wyścigówka. To auto raczej na drogi powiatowe i krajówki oraz na podmiejskie dziury. Ten samochód nie nadaje się do jazdy po ekspresówkach ani autostradach. Dość szybko dało się wyczuć układ kierowniczy, trochę gorzej było z hamulcami.
Ach, ważne, auto posiada firmową instalację LPG. Sprzedawca jednak wyraził się o niej w dość niepochlebny sposób, co spowodowało, że zyskał wielki plus. Można też przyjąć, że instalacja była po prostu zepsuta. W każdym razie komputer pokazał zużycie na poziomie 10 – 9,5 l /100 km. Pamiętajmy, że w czasie kilkunastominutowej jazdy silnik nie zdążył się rozgrzać.
Właściciel auta nie miał ochoty jechać na podmiejską, podmokłą, szutrową drogę i tak krótka przygoda z Panem CEO się zakończyła.
Tak na marginesie, zgodnie z informacjami naszego wywiadowcy, tydzień później na auto znalazł się chętny.
Shuanghuan CEO – Ile kosztują części do Pana CEO?
Znalezienie sklepu z częściami zamiennymi do CEO nie jest bardzo trudne. Poza tym z racji wykorzystania technologii od Mitsubishi, powinny pasować zarówno typowe części do silnika (świece, pasek, filtry) jak i do układu hamulcowego (tarcze, klocki) lub do zawieszenia.
Ale ciekawość zwyciężyła. Redakcja popularnego magazynu motoryzacyjnego napisała, że CEO to najgorszy samochód świata, a jego właściciel na remonty, zwłaszcza układu hamulcowego, wydał 7500 Euro.
Jest to oczywista bzdura, bo, niczym w sklepie za 5 zł, większość podzespołów do CEO można kupić w cenie do 10 Euro za sztukę. Tyle kosztują tarcze hamulcowe, pasek rozrządu, amortyzator, czy też cewka zapłonowa. Filtr powietrza oferowany jest w cenie od 5 do 8 Euro, a za napinacz paska rozrządu trzeba zapłacić od 18 do 20 Euro. Oczywiście, do cen należy doliczyć koszt przesyłki. Ale jednorazowo można kupić cały pakiet części. Kto nie chciałby wymienić sobie zawieszenia w aucie i zastosować w nim oryginalnych amortyzatorów, jak na pierwszym montażu, po 10 euro sztuka?
Podsumowując, spotkanie z Panem CEO było ciekawe, choć szkoda, że tak krótkie. Nie potwierdziło się, że to najgorszy samochód świata, bo gorsze spotyka się na polskich drogach. Czekamy na kolejne auta z Dalekiego Wschodu.
Shuanghuan CEO – jak już się ktoś uprze, że to jednak BMW
Gdyby ktoś jednak na siłę uparł się, że CEO to jednak tańsze BMW, mamy dla niego krótki poradnik. Nie warto wyważać głową drzwi, które ktoś już otworzył.
Znaczek z demontażu albo z Allegro, odrobina kleju i mamy BMW!
POWRÓT DO: Krótka przygoda z Shuanghuan CEO – cz 1
MENU
– > POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ
– > MAGAZYN MOTORYZACYJNY
– > TECHNIKA MOTORYZACYJNA I DIAGNOSTYKA
– > SAMODZIELNE NAPRAWY SAMOCHODÓW– ZAOCZNE TECHNIKUM DRUCIARSTWA SAMOCHODOWEGO
– > ELEKTROMOBILNOŚĆ I SAMOCHODY ELEKTRYCZNE, WADY ELEKTROMOBILNOŚCI
– > DETAILING
– > FELIETONY MOTORYZACYJNE, CIEKAWOSTKI MOTORYZACYJNE, HUMOR MOTORYZACYJNY
– > DOKUMENTY, UBEZPIECZENIA
– > MOTOCYKLE
– > MILITARIA – MOTORYZACJA I WOJSKO
– > MOTORYZACJA I POLITYKA
– > TESTY SAMOCHODÓW
– > AKCESORIA DLA KIEROWCÓW
– > SAMOCHODY ŚWIATA
– > PODRÓŻE i SLOW DRIVING
– > MOTOREWIA NA FACEBOOK
– > MOTOREWIA NA TWITTER
– > POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ