Istnieją na świecie samochody, o których filozofom się nie śniło. Jednym z nich jest Toyota Alphard, zupełnie nie znana w Polsce. To luksusowy minivan, mogący przewieźć nawet sześć osób. Wyróżnia go kontrowersyjny wygląd, potężną ilość miejsca w środku i konkretny napęd. Ale niestety, cena też kontrowersyjna. W zasadzie, za cenę jednej Toyoty Alphard, można by kupić całe stado Sharanów, Alhambr i Galaxy.
Pierwsza generacja Toyoty Alphard powstawała w latach 2002 – 2008.
Druga w latach 2008 – 2015.
W tym samym roku, to znaczy 2015, do salonów wjechała trzecia generacja, która jest produkowana do dzisiaj.
Toyota Alphard jest sprzedawana na takich rynkach, jak Japonia, Chiny, Południowowschodnia Azja, Rosja i Białoruś. W Polsce jest niemalże wcale nie znana. Ale można ją nabyć bez problemu, fabrycznie nową, w Niemczech. Cena jest powalająca. Fabrycznie nowe auto z 2019 roku kosztuje około 280 tys. złotych.
Toyota Alphard III – prostokątne pudło z ekscentrycznymi oknami
Trzecia generacja (tak samo jak i dwie pierwsze) ma charakterystyczny wygląd. Przód jest podobny do większości vanów. Duża przednia szyba, zamontowana pod dużym kątem i ogromna morda grilla, ociekającego chromem. Można się sprzeczać, czy to ładne, czy nie ładne. Zalatuje trochę chińską tandetą, ale auto przecież trafia na chiński rynek, zatem musi utrafić w gusta klientów. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że ten grill służy nie do ochrony chłodnicy, tylko do rozpalenia ogniska i ułożenia na nim stosu hamburgerów.
Dalej auto robi się pudłowate, co oczywiście, sprzyja ilości miejsca w środku. Coś za coś. Aby Toyota Alphard III generacji nie przypominała prostokątnego potwora, projektanci stworzyli ciekawy kształt okien, które wyraźnie oddzielają przestrzeń służącą do kierowania od przestrzeni pasażerskiej. Boczne drzwi, prowadzące do kabiny pasażerskiej, są suwane i dość szerokie. To stały patent tego typu aut, dzięki temu jest dobry dostęp do wnętrza i nie trzeba obawiać się uszkodzenia drzwi na parkingach, kiedy to rodzina będzie się wypakowywać do supermarketu. Zwłaszcza dzieci.
Niestety, w linii bocznej wyraźnie brakuje jakiegoś elementu w dolnej części karoserii, który złamałby wrażenie prostokątnego pudła z metalu. Choć jakaś listwa, może jakieś przetłoczenie. Powierzchnia okien jest zbyt mała w stosunku do powierzchni blach i jakoś to wszystko nie wygląda dobrze.
Tył jest za to tragiczny. Mamy wrażenie, że po otwarciu klapy, ujrzymy jakiś ruchomy sklep, albo bar. Tu znów nasuwają się skojarzenia z chińską tandetą. Pomimo tego, że lampy mają dość odważny kształt, jakoś to wszystko ze sobą nie współgra. I ta czapka dachu, wystająca ponad wszystkim. Nie…
Toyota Alphard III – fajne wnętrze
A jak z wnętrzem? Tu jest zdecydowanie lepiej. Minimalistycznie, ale bardzo nowocześnie. I elegancko, bo i skórka i drewienko, i chromik i wszystko jakoś tak ładnie pasuje do siebie.
Ładna, zgrabna, wielofunkcyjna kierownicza, czytelna deska rozdzielcza. W niej dwa duże okrągłe zegary prędkościomierza i obrotomierza oraz dwa małe, informujące o ilości paliwa i temperaturze cieczy chłodzącej, a pomiędzy nimi prostokątny wyświetlacz komputera pokładowego. Do tego bardzo duży monitor centralny w środkowej konsoli (do nawigacji i sterowania wyposażeniem) i mała ilość przycisków. Tutaj widać, że projektanci się bardzo postarali.
Interesująco wyglądają fotele. W pojeździe są ich trzy rzędu – w każdym po dwa osobne fotele dla każdego pasażera, z wysokimi podłokietnikami oraz z szeregiem możliwości indywidualnych ustawień. Niestety, kompletnie nie ma tu już miejsca na bagażnik, bo zaraz za tylnym rzędem foteli jest tylna szyba. Zatem albo sześć miejsc i brak bagażnika, albo cztery miejsca plus bagażnik. Bo zabudowanie na tym prostokącie bagażnika dachowego to byłaby naprawdę rozpusta. Na szczęście, trzeci rząd siedzeń jest składany. Zatem będzie gdzie zapakować worek ziemniaków i zgrzewkę Coli w 2 l opakowaniach z Biedrony.
Toyota Alphard III – mocny napęd bez wynalazków
A co znajduje się pod maską Toyoty Alphard III? Żadnego elektrycznego dziadostwa (za wyjątkiem wsparcia dla benzyniaka w postaci hybrydy, a to jest akurat dobre), żadnych mikro wynalazków typu 0,9 litra z turbiną. Żadnych diesli! Konkretne benzyniaki – od 2.5 litra o mocy 180 KM, poprzez hybrydę (z tym samym silnikiem) o mocy 177 KM, aż po 3.5 litrową jednostkę V6 o mocy 276 KM. Wszystkie silniki współpracują ze skrzyniami automatycznymi – 6, 7 i 8 biegowymi, a hybryda z bezstopniowym automatem CVT.
3.5 litrowy V6, zdaniem producenta, zużywa ok. 14,3 l/100km w cyklu miejskim i ok. 8.3 l/100 km w cyklu pozamiejskim. Biorąc pod uwagę to, że takie dane zawsze są zaniżone, to prostokątny, dalekowschodni pożeracz paliwa z pewnością chapnie z 17 litrów po mieście.
Toyota Alphard III – świetne wyposażenie i ogromna cena
Cena, jak wspomnieliśmy jest brutalna, zatem i wyposażenie za tą cenę jest porządne. Auto posiada przednie i tylne światła przeciwmgielne, tylne w technologii LED, światła LED do jazdy dziennej, 16 calowe felgi aluminiowe, niskoprofilowe opony, przyciemniane szyby boczne i tylną, szyberdach przedni i tylny (elektryczny, lusterka boczne z kierunkowskazami, podgrzewane, elektrycznie regulowane i składane, czujniki parkowania z przodu i z tyłu, elektryczne wspomaganie kierownicy EPAS (nie trzeba dolewać żadnego płynu i nic nie cieknie, w Toyocie bardzo trwałe rozwiązanie), wielofunkcyjną, podgrzewaną kierownicę, skórzaną tapicerkę, drewniane, ozdobne wkładki, elektrycznie regulowane szyby, lusterko wewnętrzne fotochromatyczne, trzystrefową klimatyzację z jonizatorem, czujnik deszczu, czujnik światła, fotele regulowane elektrycznie w 6 kierunkach (kierowcy w 8), elektrycznie otwierana tylną klapę, tempomat, system dostępu bezkluczykowego, system multimedialny, układy bezpieczeństwa aktywnego ABS z dystrybucją siły hamowania, VSC (odpowiednik ESP), kontrolę trakcji, wspomaganie hamulców, system zapobiegający staczaniu się podczas ruszania pod górę, przednie, boczne i kurtynowe poduszki powietrzne (dla wszystkich rzędów siedzeń) oraz centralny zamek. Za to 300 tys. zł to powinniśmy jeszcze napisać z jedną stronę wyposażenia, ale producent doszedł do wniosku, że wystarczy.
Warto kupić takiego dzika?