To jeden z najważniejszych dni w życiu mężczyzny. Dzień, w którym po raz pierwszy możesz pojechać obejrzeć auto, które chcesz kupić. W końcu masz uprawnienia do jazdy i środki, wypracowane z własnej krwawicy. Jak wyglądały pierwsze oględziny samochodu używanego w moim życiu? Chciałbym o tym opowiedzieć. Jestem pewien, że każdy z Was także pamięta dokładnie pierwsze auto, które jechał oglądać przed zakupem.

Swój pierwszy samochód jechałem oglądać dokładnie 16 lat temu. Prawo jazdy zdobyłem 5 lat wcześniej. Jeździłem krótko dwoma autami firmowymi. A potem nadszedł czas posuchy, kiedy jedynymi dostępnymi środkami lokomocji były stare, poniemieckie autobusy. Albo tramwaje Konstalu. Fanem komunikacji miejskiej nigdy nie byłem. Dlatego korzystałem z niej najrzadziej, jak się dało, preferując wycieczki piesze.

Wówczas krążył taki dowcip, o najlepszym greckim samochodzie. To była marka Parakulos.
(kulosa – regionalizm łódzki, brzydko nazywający nogi. Para kulos – > para nóg). Takim to właśnie pojazdem podróżowałem do chwili, kiedy po raz pierwszy w życiu udało mi się osiągnąć najwyższy cel człowieka Zachodu – zadłużyć się.

Pierwszy kredyt był niewielki, bo pensja była lichutka, w lichutkiej firmie, chcącej uchodzić za cenioną korporację. To była część znanego banku, która wykonywała dla niego przeliczenia i wyliczenia, drukowania kart i inne czynności, za które centrala płaciła jak rolnik psu, stróżującemu przy stodole na wsi. Żyć za to nie było można, a zdechnąć nie było warto.

Kupowanie samochodu – wertowanie ogłoszeń w Internecie

Internet już rozwijał swoje skrzydła, niemniej jednak portale nie wyglądały tak dobrze, jak teraz. Człowiek, który miał środki na koncie, wykorzystywał każdą wolną chwilę, żeby kopać na portalach z ogłoszeniami motoryzacyjnymi, w wybranym przedziale cenowym.

Przedział cenowy był nędzny, bo nędzna pensja pozwoliła wziąć nędzny kredyt. Ofert aut nie brakowało. Ale trudno było znaleźć coś ciekawego. Bo przecież pierwszy samochód to nie mogło być obrzydliwe Seicento, albo jeszcze gorsze Tico. Auto miało być większe, wygodne. Ale znowu nie za duże, żeby móc zaparkować i zmieścić się na drodze. Silnik też miał być w miarę niewielki, ale wystarczający.
Jedynym, w miarę sensownym wyborem okazywało się Punto. Pięciodrzwiowe. Niebieskie, albo czerwone. Było niedrogie, ładne, miało sympatyczną mordę. Części niedrogie.

Lecz nagle pojawił się ON.

Benespit, CC BY-SA 4.0 , via Wikimedia Commons

Benespit, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons

Hyundai Accent w kolorze słońca?

Był piękny. Sprowadzony z Niemiec. Od pierwszego właściciela. Jeżdżony sporadycznie. Serwisowany w ASO. Właściciel stosował najlepsze płyny i części. Serwisowany do ostatniego dnia. W pięknym kolorze. Zadbane wnętrze. Od kobiety. Niepalone w środku. Nie wymaga żadnych inwestycji, poza przeglądem zerowym i zarejestrowaniem. I OC. Mały przebieg. Bezwypadkowy.

Cholera! To było to.
Nie pamiętam już dokładnie, ale prawdopodobnie był to rocznik 1995. Miał minimalny przebieg, niecałe 100 tys. kilometrów. Silniczek benzynowy 1,3 litra. Jedna albo dwie poduszki powietrze, ABS i audio, ze zmieniarką w bagażniku! Na 6 CD! Kosztował 4500 zł. Wszystko pasowało!

Właściciel przez telefon potwierdził wszystkie zalety auta i dodał nowe. I od razu opuścił pięć stów. 4000 złotych na równo. Czego chcieć więcej?

Do spotkania zostało 7 godzin. Przez ten czas trudno było myśleć o czymkolwiek. W głowie ciągle słychać było cztery słowa: Hyundai. Accent. 4000 zł.

Benespit, CC BY-SA 4.0 , via Wikimedia Commons

Benespit, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons

Wielki dzień – czyli pierwsze w życiu oględziny auta przed zakupem

Żeby zobaczyć cudo na czterech kołach, trzeba było przejechać całą Łódź. Bo pojazd był ukryty na południu miasta, prawie pod Pabianicami. Ukryty – to bardzo dobre słowo.

Jak się okazało, właściciel prowadził dość dużą firmę, która coś tam produkowała. Przy okazji przywoził z Niemiec samochody i inne rzeczy, żeby sobie dorobić.
Na miejscu okazało się, że na klienta czeka nie tylko Accent, ale także kilku innych nieszczęśników na czterech kołach.
Auta miały zrobiony garaż z metalowych rurek i płacht namiotowych. Właściciel nagadał się o tym, jaki to Hyundai jest piękny i wyprowadził go na środek asfaltowego parkingu.

Wtedy okazało się, że jednak taki piękny nie jest. W aucie, za słupkiem C po stronie pasażera i po drugiej stronie auta widniały dwie dziury. Korozja je wyżarła. Podobnie obżarte były progi. Dosłownie tak, jakby auto było z kartonu i ktoś wrzuciłby je do klatki z królikiem, albo ze świnką morską.
Każdy koroduje – uśmiechnął się sprzedawca i zaprosił do środka. Od razu odpalił audio. Dyskoteka miała zapewne zakamuflować hałasy produkowane przez silnik i zawieszenie Accenta.
Na desce rozdzielczej auta, wykonanej z czarnego tworzywa, ktoś kilkakrotnie odpalał pety. A może cygara? Nie wiem, bo nigdy nie paliłem.
Na ulicę nie wyjedziemy, bo nie ma ubezpieczenia, przywieziony z Niemiec. Dobra, 3500 – uśmiechnął się sprzedający.

Samochód był ciekawy pod kątem kolorystyki. Jeden bok był wyraźnie jaśniejszy od drugiego.
(usprawiedliwię się – już dokładnie nie pamiętam, czy auto było żółte, czy pomarańczowe).
Wyblakł na słońcu – rozwiązał problem sprzedawca.

Samochód wyglądał tak, jakby poskładano go nieudolnie z różnych blach, o różnych odcieniach.

Mam tu niedaleko znajomego, który ma stację kontroli pojazdów. Zrobimy przegląd zerowy, ubezpieczenie i wrócisz na kolach do domu. 3000 zł!

Przy bramie cena spadła do 2600 zł. Bez targowania!
Do dziś wspominam tego Accenta i szczerze mówiąc, jestem ciekaw, czy ktoś go kupił, czy zgnił do końca pod brezentowym garażem, na południu Łodzi.

Pierwszy samochód udało się kupić dopiero 9 lub 10 miesięcy później. Też był daleki od ideału, ale na pewno stokroć lepszy od Accenta.

PORTAL MOTORYZACYJNY MOTOREWIA.PL – POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ

 

PORTAL MOTORYZACYJNY MOTOREWIA.PL ZAPRASZA DO ODWIEDZENIA INNYCH DZIAŁÓW

 

MAGAZYN MOTORYZACYJNY – ciekawe artykuły o samochodach i motoryzacji

TECHNIKA MOTORYZACYJNA – poradniki motoryzacyjne. Jak serwisować, jak naprawiać, jak rozpoznać awarie?

TESTY SAMOCHODÓW – czyli rewia motoryzacyjnych gwiazd (testy samochodów nowych i testy samochodów używanych

ELEKTROMOBILNOŚĆ i SAMOCHODY ELEKTRYCZNE – prawda o elektrycznych wynalazkach

MOTORYZACJA I POLITYKA – w jaki sposób współczesna polityka wpływa na motoryzację, kierowców, sposób eksploatacji i produkcję samochodów.

AKCESORIA MOTORYZACYJNE– narzędzia, wideorejestratory, kamery, mierniki, czujniki!

SAMOCHODY ŚWIATA – jakie, zupełnie nieznane w Polsce samochody, produkowane są w innych krajach?

DOKUMENTY, UBEZPIECZENIA SAMOCHODOWE, REJESTRACJA I WYREJESTROWANIE

HUMOR I CIEKAWOSTKI, FELIETONY MOTORYZACYJNE – lekko i z humorem

MOTOCYKLE I JEDNOŚLADY

MOTOMILITARIA CZYLI MOTORYZACJA I WOJSKO

SLOW DRIVING – PODRÓŻE SAMOCHODEM PO POLSCE

WALKA Z KOROZJĄ – czyli bitwy toczone z największym wrogiem samochodów

 

ZAPRASZAMY RÓWNIEŻ DO POLUBIENIA MOTOREWIA.PL NA FACEBOOK I MOTOREWIA.PL NA TWITTER

PORTAL MOTORYZACYJNY MOTOREWIA.PL – POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ

 

Odwiedź także StrefaMotoryzacji.Online – portal motoryzacyjny o technice stosowanej w samochodach

Podziel się

About The Author

Niezależny dziennikarz motoryzacyjny. Kocham swoją pracę i motoryzację. Nie wszystko, co piszę, wszystkim się podoba, a ponieważ jestem niezależny, mogę pisać, co mi się podoba. Pasjonuje mnie technika samochodowa, pewnie dlatego z niepokojem spoglądam na wynalazki, takie jak auta elektryczne. Brzydzę się „dziennikarstwem motoryzacyjnym”, które polega na skracaniu gotowych newsów, przychodzących z działów PR importerów samochodów. Współpracuję z kilkoma redakcjami i kilkoma znanymi firmami motoryzacyjnymi.