Trzeba z żywymi naprzód iść, po rynki sięgać nowe, a nie w uwiędłych laurów liść z uporem stroić głowę! Trzeba technikę nową brać i płyty podłogowe! Bo rozwój to pieniądze są i miejsca pracy nowe!
W pewnym dużym i pięknym kraju, bardzo popularnym wśród turystów, przez kilkadziesiąt lat działała duża fabryka motoryzacyjna. Produkowała zawsze kilka modeli aut, na które znajdowało się wielu nabywców. Pracę mieli menedżerowie, którzy pracowali w wielkim biurowcu, zlokalizowanym w wielkim mieście, inżynierowie, którzy opracowywali nowe rozwiązania, a także robotnicy, którzy pracowali w kilku zakładach.
Firma chętnie korzystała ze współpracy z innymi, bo czemuż tego nie robić. Duży koncern z innego, ciepłego, południowego kraju robił niedrogie silniki Diesla, dlaczego by nie wziąć od niego partii paru tysięcy po dobrej cenie i nie zaoferować swoich aut z Dieslami, skoro są chętni na rynku? Inny koncern stworzył ciekawą płytę podłogową do auta klasy B. Dlaczego nie wziąć licencji i nie zwrócić mu części kosztów?
Do tego dochodziły jeszcze nowoczesne rozwiązania, opracowywane przez zewnętrzne firmy. A to producent układów hamulcowych zaproponował nowe tarcze i klocki, a to nową pompę, a to producent zawieszenia zaproponował nowe „makfersony”, a to producent elektroniki nowy układ, zwiększający świadomość kierowcy na drodze i bezpieczeństwo. Współpraca opłacała się wszystkim, a chętni z firm zewnętrznych walili drzwiami i oknami, a to nowe klameczki, a to wycieraczki, a to lampki, a to oponki. Wybierać, przebierać, kupować.
Wszyscy byli zadowoleni. Pracę mieli menedźerowie, inżynierowie, robotnicy, a także pracownicy setek firm zewnętrznych, produkujący części, dostarczane na pierwszy montaż i do „aftermarketu”.
Cieszyli się też krajowi i nie tylko krajowi wielbiciele marki, bo auta były całkiem fajne. I oryginalne na swój sposób.

Photo credit: harry_nl via Foter.com / CC BY-NC-SA
HALT!
Pewnego dnia gruchnęła informacja, że nowy zarząd firmy postanowił połączyć się z wielkim koncernem z innego kraju. Z koncernem, który produkował kultowe auta z kultowymi jednostkami napędowymi pod maską, oferując niezrównaną przewagę w technice oraz ponadprzeciętną trwałość i jakość.
- Trzeba z żywymi naprzód iść, po rynki sięgać nowe, a nie w uwiędłych laurów liść z uporem stroić głowę! Trzeba technikę nową brać i płyty podłogowe! Bo rozwój to pieniądze są i miejsca pracy nowe! – grzmiał prezes sprzedawanej firmy – Nowe technologie! Dostęp do nowych rynków! Globalizacja! Zysk! Pieniądze! Pieniądze!
I wszyscy mu klaskali – menedżerowie, inżynierowie, robotnicy oraz wielbiciele motoryzacji.
Kiedy przyszli po menedżerów, nie protestowałem, byłem przecież inżynierem
Wielki koncern, produkujący kultowe auta z kultowymi jednostkami napędowymi, pewnego dnia przeprowadził dokładne liczenie (w tym zawsze byli dobrzy), z którego wyniknęło, że niepotrzebnie dubluje się pracę menedżerów. Wszak wielki koncern miał ich mnóstwo. Tych z przejętego koncernu zwolniono, budynki sprzedano. Inżynierowie i robotnicy cieszyli się, że biurokratów wywalili na zbity łeb, co to tylko siedzieli im nad głowami i cięli koszty.
Ci z odległej centrali okazali się jednak jeszcze gorsi i cięli jeszcze bardziej, bez litości.

Photo credit: Theen … via Foter.com / CC BY-NC-SA
Kiedy przyszli po inżynierów nie protestowałem, przecież przykręcałem śruby
Wielki koncern miał setki inżynierów w swoim kraju, zatem ci w ciepłym kraju nie byli mu do niczego potrzebni. Po co bowiem dublować pracę? Wielki koncern miał już miliony gotowych rozwiązań, które można było brać, jak z półki.
Nikt nie musiał już konstruować silników. Wielki koncern miał całą paletę kultowych jednostek napędowych, które można było brać jak z półki. Nikt już nie musiał konstruować płyt podłogowych. Wielki koncern miał już gotowe płyty globalne. Tak samo, jak elementy zawieszenia, układów hamulcowych czy nawet wyposażenia wnętrz. Nawet takie rzeczy, jak kierownice, siedzenia itd. Do drzwi przestali pukać właściciele firm prywatnych, tworzący nowe rozwiązania. Nie mieli zresztą gdzie pukać, bo już nie było biur, a całych zakupów dokonywała centrala w wielkim kraju.
Kiedy przyszli po projektantów, nie protestowałem, bo tamci robili ładniejsze
Wielki koncern, produkujący kultowe auta, miał także własnych projektantów. Krajowi poszli w cholerę. Zostawiono jednego, któremu pozwolono produkować atrapy grilla, reflektory i tylne lampy, no, może czasami zderzak, żeby odróżnić auta marki z ciepłego kraju od kultowych jednostek napędowych.

Photo credit: Miroslav Petrasko (hdrshooter.com) via Foter.com / CC BY-NC-ND
Kiedy przyszli po robotników, nikt nie protestował, bo była sjesta
Skoro większość elementów była produkowana w wielkim kraju, gdzie miał siedzibę koncern, produkujący kultowe auta z kultowymi jednostkami napędowymi, to niepotrzebne były niektóre zakłady. W zasadzie została tylko montownia, która składała pojazdy z elementów, przychodzących z dalekiego kraju, gdzie miał siedzibę wielki koncern. Więc przyszedł czas na zwolnienia typowych roboli, których z linii produkcyjnych nie wypchnęły roboty.
Pozostał za to oryginalny znaczek marki i jej nazwa.
Nieliczni robotnicy mieli ochotę organizować protesty, od razu znaleźli się chętni działacze lewicowi ale ponieważ kraj miał niemiłe doświadczenia z komuchami (jak każdy zresztą), to dostali parę razy i zostali przegonieni sprzed zamykanych fabryk.
Kiedy przyszli do salonu, popatrzyli i odróżnić nie mogli
Krajowi wielbiciele motoryzacji chcieli kupować krajowe auta, ale… Kiedy wchodzili do salonu, to nijak nie mogli ich odróżnić od produktów wielkiego koncernu, produkującego kultowe auta z kultowymi jednostkami napędowymi pod maską.
Teraz pojazdy z ich kraju też miały kultowe jednostki napędowe pod maską, budowano je na kultowych płytach podłogowych. Ich kompakty miały takie same wymiary jak kultowe kompakty, te same tworzywa, siedzenia, kierownice, deski rozdzielcze, klameczki, popielniczki, skrzynie biegów, układy zawieszenia i tapicerki. Różniły się jedynie tym, że miały inny znaczek, inny grill, inny zderzak, może inne lampy, czasami jakieś tam nowe przetloczenie „nadające agresywny charakter”.
I krajowi wielbiciele motoryzacji drapali się po głowach i zastanawiali, czy warto, czy to jeszcze ich, czy już nie ich, czy tylko udające ich.
A zagraniczni wielbiciele motoryzacji szli do salonów i patrzyli na stojące w salonie auta kilku marek i decydowali się dopłacić niego więcej, żeby kupić oryginalny, kultowy samochód z kultowym silnikiem, a nie jego tańszą podróbkę, która różniła się tylko znaczkiem, zderzakiem i grillem…
Taka to smutna historia.
A w kraju nad Wisłą do tej pory toczone są rozmowy o następującej treści:
- Heniu, a mówię ci, a nie przerywaj, bo ci palnę, że jakby nasze FSO wykupił koncern, produkujący kultowe samochody z kultowymi jednostkami napędowymi, to byśmy byli, Heniu, potęgo! Jak te z południa!
- A kupiłbyś Heniu, nowego, polskiego samochoda z kultowo jednostko pod masko?
- A kupiłbym, jakbym miał! A, że nie mam, to kupiłem osiemnastoletniego kultowego kompakta z kultowo jednostko napędowo pod masko i też jeździ. Ale inni by kupili!

Photo credit: harry_nl via Foter.com / CC BY-NC-SA