Jaki powinien być pierwszy samochód? Z pewnością niedrogi. Do tego bezpieczny, zbyt dużym ryzykiem jest uczenie się jazdy za pomocą Tico czy Cinquecento, które w razie wypadku nie zapewnią bezpieczeństwa. Poza tym pierwsze auto powinno być także bezawaryjne, aby nie stresować młodego kierowcy szeregiem awarii, o których usunięciu nie będzie miał pojęcia. Dlatego dobrym samochodem dla młodego kierowcy będzie stara, dobra, pancerna Toyota Corolla E11.
Auto ma normalne, kompaktowe rozmiary. Nie jest wielką sztuką manewrowanie miniaturowym samochodem, najlepiej od razu uczyć się za pomocą pojazdu o średnich wymiarach. Zawsze można wesprzeć się elektroniką i za kilkadziesiąt złotych uzbroić „żabkę” w czujniki parkowania z niewielkim wyświetlaczem wewnątrz kabiny. Montaż kamery cofania w Corolli E11 to byłaby już doprawdy rozpusta. Z drugiej strony to także korzystne, zawsze łatwiej jest poćwiczyć montowanie takiego sprzętu na starym aucie, w którym nie żal wywiercić dziury w zderzaku.
Nasz pierwszy samochód miał być tani. I taki jest. Realna cena, jaką warto zapłacić za Toyotę Corollę E11, wyprodukowaną pomiędzy 2000 a 2001 rokiem to od 3 do 4 tysięcy złotych. Jakie wersje silnikowe warto wybrać? Tylko benzynowe – z silnikami 1.4 o mocy 86Km, 1.4l VVT-i o mocy 97KM i ewentualnie 1.6l o mocy 110KM lub 1.6l VVT-i o mocy 110KM. Do nich pięciobiegowa skrzynia manualna, taki zestaw gwarantuje trwałość i niskie koszty utrzymania. Bez trudu można znaleźć w miarę nieźle wyposażone wersje, które mają wspomaganie kierownicy, ABS oraz dwie przednie poduszki powietrzne. Diesli, tradycyjnie radzimy unikać. Tak samo automatów. Pierwsze auto ma być tanie i niekłopotliwe. Problemy można sobie sprawić później – i to na własne życzenie. Kto bogatemu zabroni. Dlaczego warto kupić Toyotę Corollę E11, wyprodukowaną po 2000 roku? Wtedy producent przeprowadził facelifing, po którym auto zyskało znacznie ciekawszy wygląd. Wersje sprzed faceliftingu straszą wyłupiastymi, przednimi reflektorami, przez które auto wygląda jak wielki chrabąszcz. Bez wątpienia najbrzydsza jest Toyota Corolla E11 w wersji liftback, kombi niewiele jej ustępuje. Wygląda wręcz jak karawan. Za to czterodrzwiowe sedany i trzydrzwiowe hatchbacki prezentują się całkiem nieźle. To auto nie jest ładne, ale większość użytkowników zakochała się w nim ze względu na wyjątkowo małą awaryjność.Warto pamiętać, że obecnie najmłodsza Corolla E11 będzie mieć niemal piętnaście lat. Do tego trzeba też wziąć pod uwagę sposób jej eksploatacji. Auta z jakimikolwiek oznakami tuningowania czy sportowej jazdy od razu warto skreślić z listy zakupów.
Jakich problemów można spodziewać się po kilkunastoletniej Corolli E11? Przy zakupie należy zwrócić uwagę na nadkola. Tutaj może pojawić się korozja. Samochód trzeba zabezpieczać przed rdzą – wystarczą podstawowe, najtańsze środki.
Wymiany z pewnością będzie wymagać aparat zapłonowy. Najtańsza kopułka rozdzielacza kosztuje ok. 40 złotych, palec rozdzielacza 7, a komplet przewodów wysokiego napięcia to wydatek ok. 130 złotych. Manualna skrzynia będzie prosić o wymianę oleju przekładniowego – warto to zrobić.
Trzeba tez liczyć się z koniecznością zakupu alternatora (ok. 500zł ale można regenerować) oraz sprzęgła (ok. 300 złotych). Sporadycznie zdarzały się poważniejsze problemy z uszczelnieniem pomiędzy silnikiem a skrzynią biegów.
W zawieszeniu wymiany mogą wymagać co najwyżej łączniki stabilizatora oraz tuleje wahaczy, kosztujące maksymalnie kilkadziesiąt złotych.
Kupując Toyotę Corollę E11 nie warto nastawiać się na to, że za rok czy dwa sprzeda się ja, aby przesiąść się do lepszego pojazdu. „Żabka” zalicza się do tych pojazdów, które po prostu aż żal sprzedać. Dziś bowiem na rynku jest niewiele produktów, które są tak trwałe, jak pancerna E jedenastka.
Za pierwszą ofiarę motoryzacji uważany jest pastor z angielskiego miasta Redruth. Zginął, albowiem śmiertelnie przestraszył go model małego, parowego samochodu, pędzący po ulicach małego miasteczka. Pastor wziął go za… diabła. Twórca tego małego, dymiącego parą potwora – ceniony wynalazca William Murdock – zaprzestał po tym wydarzeniu dalszych prac, związanych z konstrukcja pojazdów.
Wpływ na to miała także decyzja sądu z Redruth, który zbadał całą tragiczną sprawę i nakazał wynalazcy zaprzestać prac z „diabelskim urządzeniem”.